Powrót stylizacji

Powrót stylizacji

Hej Kochane,
pogoda wreszcie pozwala na spacery i zdjęcia. Moje wszystkie kurteczki, czekają na stylizacje  :) Także ogłaszam powrót stylizacji :) Ostatnia ukazała się chyba w styczniu, zatem czas powrócić, mam nadzieje, że pogoda się utrzyma i okazji do fotografowania mi nie zabraknie. Kochane, odrobina prywaty. Wczoraj byłam w Teatrze Śląskim na sztuce pt: "Skazany na Bluesa" - wywarło ono na mnie ogromne wrażenie, dotknęło mnie bardzo głęboko. Emocje towarzyszyły mi przez cały spektakl. Ukoronowaniem wieczoru było pojawienie się na scenie Tomasza Kowalskiego, na pewno kojarzycie jego nazwisko, został zwycięzcą Must Be The Music. Sztuka ta została napisana dla niego, wcielał się w postać Ryśka, aż do nieszczęśliwego wypadku. Od roku Tomek walczył o powrót do zdrowia i wczoraj pojawiał się na scanie po raz pierwszy od wypadku. Zaśpiewał dla nas kilka piosenek, a cała widownia około 400 osób, zaśpiewała dla Tomka, jego ulubioną piosenkę " Sen o Wiktorii" Emocje sięgnęły zenitu, ogromnie się wzruszyłam. Trzymam kciuki za Tomka, życzę mu z całego serca tego, żeby powrócił do zdrowia i wrócił na deski teatru! Do tego czasu, serdecznie Wam polecam tę sztukę, gra aktorska na najwyższym poziomie. Cała paleta barw i emocji. :* 

































ramoneska- Reserved
sweter- Reserved
spodnie- H&M
torebka- Atmosphere
buty- nn 
PAESE art lipgloss

PAESE art lipgloss

Hej,
wiosna już nadeszła, czas na soczyste, kolory na ustach. Generalnie preferuję pomadki i to matowe, ale ten błyszczyk bardzo mi się spodobał. I jakoś nam to się złożyło tak, że mieszka w mojej torebce od około 2 tygodni, noszę go teraz codziennie. Kolorek jest wyrazisty, ale nie bardzo nachalny, przez co nadaje się na co dzień i do pracy.


OPAKOWANIE:
klasyczna tubka z aplikatorem, Pojemność to 3,4 ml. Błyszczyk jest ważny przez 24 miesiące od momentu otwarcia.




APLIKATOR:
klasyczna pacynka, nieco twarda, ale nie przeszkadza mi to w żaden sposób. Nabiera wystarczającą ilość produktu.



ZAPACH:
owocowy, chyba truskawka, ale pewności nie mam. Generalnie tego typu produkty, mają dość chemiczny, sztuczny zapach.


KOLOR:
mój kolorek to numer 414, nazwy nie ma. Kolor w opakowaniu, wygląda na zgaszony, brudny róż, na dłoni wygląda bardziej koralowo, natomiast na ustach, soczysta pół transparentna fuksja ;)







MOJA OPINIA:
wiecie co, nie ma tu za dużo do pisania :) błyszczyk, nie jest produktem typu longlasting (przynajmniej ten konkretny) Utrzymuje się około godzinki, kiedy nie jem i nie piję. Oczywiście kiedy wykonuje te czynności, kolorek stopniowo znika. Najpierw się ściera, potem schodzi, ale zostawia nutkę kolorku. Błyszczyk ma w sobie mikro drobinki,ale nie są zbyt nachalne. Uważam, że kolorek jest idealny na wiosnę i lato. Jest soczysty, ładnie się komponuje z moim odcieniem skóry i różami, których używam. Niestety, ponieważ błyszczyk zostawia kolor, musimy nakładać go z lusterkiem, inaczej możemy sobie go nałożyć za dużo, lub wyjechać sporo poza kontur naszych ust. Nie wiem, ile kosztuje, ponieważ ja go dostałam na spotkaniu blogerek, ale myślę, że jego cena to ok 10zł A wy wolicie błyszczyki, czy pomadki? 


Norel Enzymatic Peeling- peeling enzymatyczny z milisferami ścierającymi

Norel Enzymatic Peeling- peeling enzymatyczny z milisferami ścierającymi

Hej Kochane,
dzisiaj post z kategorii pielęgnacja twarzy, czyli coś co lubię najbardziej. Mogę odpuścić sobie balsamowanie, ale pielęgnacja twarzy to podstawa! Uwielbiam peelingi, uważam, że odgrywają one kluczową rolę w naszej pielęgnacji. Oczyszczają, pozbawiają nas starego naskórka, odblokowują pory i pomagają utrzymać naszą skórę w idealnym stanie. Sama wykonuję peeling dwa razy w tygodniu, bardzo lubię efekt dogłębnego oczyszczenia i odświeżenia skóry. Z reguły stawiam na peelingi o mocnych zdzierających granulkach. Po peelingi enzymatyczne sięgam znacznie rzadziej. Kiedyś jakiś miałam i zupełnie się u  mnie nie sprawdził. Nie czułam efektu oczyszczenia, czy odświeżenia. Postanowiłam dać drugą szansę peelingowi tego typu, na stronie NOREL, zobaczyłam, peeling enzymatyczny z granulkami ścierającymi. Lubię takie produkty 2w1. Dzięki uprzejmości marki, mogłam przetestować na swojej skórze ten produkt. Jesteście ciekawe jak się spisał i czy nadal mam ochotę na mocne zdzieraki? Zapraszam dalej 


OD PRODUCENTA:
Peeling jest preparatem o konsystencji delikatnego kremu, zawiera enzymy pozyskiwane z ananasa (bromelainę) oraz papai (papainę). Służy do oczyszczania skóry z martwych komórek naskórka. Po zastosowaniu peelingu skóra jest lekko nawilżona, wygładzona, rozjaśniona oraz napięta. Celem poprawienia efektu pilingującego zastosowano dodatek milisfer pumeksowych delikatnie ścierających rozpulchniony enzymami naskórek. Peeling enzymatyczny z milisferami polecany jest dla cer tłustych i mieszanych.
Stosowanie:  nałożyć cienką warstwę peelingu na skórę twarzy, szyi i dekoltu na 5-10 minut. Następnie delikatnie rozetrzeć ruchami kolistymi. Zmyć ciepłą wodą, stonizować tonikiem. Omijać okolice oczu.

OPAKOWANIE:
klasyczna, miękka tubka, zamykana na klik. Bardzo lubię takie tubki, ponieważ bez problemu możemy wydobyć produkt do końca, rozcinając opakowanie. Zamykanie jest trwałe. Peeling ma pojemność 100ml, jego cena to 33zł do kupienia np: Sklep Norel


ZAPACH:
przypomina mi jakiś krem, może jakiś krem dla dzieci. Zapach jest bardzo przyjemny, świeży,lekko owocowy.

KONSYSTENCJA:
peeling, konsystencją przypomina krem do twarzy. Nie jest ani zbity, ani zbytnio rzadki.Bardzo szybki i przyjemnie się go aplikuje i rozsmarowuje na twarzy. Zapach dodatkowo, umila aplikację. Lubię w tym produkcie to, że pomimo dość lekkiej konsystencji, nie spływa nam z twarzy. Możemy robić inne rzeczy, mając ten produkt na twarzy.





SPOSÓB DZIAŁANIA:
peeling nakładam na oczyszczoną i osuszona twarz. Nakładam go jak krem, albo maseczkę nie masuję. Pozostawiam go w takim stanie na skórze około 15 min, po tym czasie delikatnie masuję skórę, aby drobinki, zawarte w produkcie mogły zadziałać. Następnie myję buzie, letnią wodą. 

MOJA OPINIA:
jak wspomniałam na początku, zawsze sięgam po mocne zdzieraki, wtedy czuję, że buzia jest dobrze i dogłębnie oczyszczona. Peelingi enzymatyczne to nie byłą moja bajka. Ten produkt jest dla mnie wielkim zaskoczeniem, ponieważ to produkt 2w1. Najpierw nakładam go na twarz jak krem/maseczkę i pozwalam aby enzymy rozpuściły wszystko to co niechciane na mojej twarzy. Enzymy z papai i ananasa, rewelacyjnie sobie z tym radzą. Kiedyś miałam maseczkę z tymi składnikami i była świetna. ale dzisiaj nie o tym :)  Pozwalam, aby produkt robił to co niego należy i mogę przystąpić do innych czynności, ostatnio mam bardzo mało czasu i cieszę się, że ten produkt nie spływa z twarzy podczas użytkowania. Granulki ścierające to deser i kropka nad "i" Dzięki nim usuwam wszystko to co enzymy wcześniej rozpuściły. Kuleczki ścierające zatopione w tym produkcie są bardzo delikatne, myślę, że nie zrobią krzywdy nawet bardzo delikatnej cerze. I mam to co chciałam, enzymy pięknie rozpuszczają wszystko co noszę na twarzy, a kuleczki sprzątają to definitywnie. O czym warto pamiętać! mianowicie, warto nawilżać skórę podczas aplikacji peelingów enzymatycznych, delikatnie spryskiwać wodą termalną, lub dotykać twarz zwilżonymi dłońmi. Enzymy lepiej wtedy działają! Jakie dostajemy efekty? Skóra jest oczyszczona, pory są zwężone, a skóra jest wyraźnie rozjaśniona i rozświetlona. Uwielbiam tego typu produkty, uwielbiam kiedy moja twarz wygląda świeżo i młodo. Takiego efektu szukam przede wszystkim w produktach które kupuję. Peeling z powodzeniem możemy wykonywać także rano, ponieważ drobinki w żaden sposób nie podrażniają. Nie musimy się obawiać o podrażnioną i zaczerwienioną skórę. Co jeszcze bardzo mi się spodobało, to fakt, że po zmyciu peelingu, buzia jest nawilżona, często nawet nie nakładam już żadnego kremu. Nie odczuwam,  żadnego przesuszenia, czy ściągnięcia. Ostatnio, sięgam po ten produkt znacznie częściej, jestem przepracowana i moja skóra ma gorsze dni,  jest pozbawiona blasku i przybiera szary odcień. Po zastosowaniu tego peelingu moja skóra/buzia dosłownie dostaje energetycznego kopa i budzi się do życia. Jeżeli szukacie czegoś co ożywi Waszą skórę po zimie i dodatkowo oczyści skórę, polecam Wam ten peeling. Myślę, że będzie to również idealny produkt dla osób o skórze mieszanej i wrażliwej zarazem. 


Sylveco lniana maska do włosów

Sylveco lniana maska do włosów


Hej Kochane,
ostatnio dopadł mnie totalny brak czasu, mam nadzieję, że w weekend nadrobię i naładuję akumulatory. Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną recenzją kosmetyku marki Sylveco. Mam wiele produktów tej marki i bardzo się z nimi lubię. Sklep http://biorganic24.pl/, umożliwił mi przetestowanie nowości tej marki. Maska do włosów z lnem i olejem kokosowym, którego moje włosy nie lubią. Jak się sprawdziła ta maska na moich kosmykach, zapraszam dalej.


OPAKOWANIE:
kartonik, a w kartoniku plastikowy słoiczek, z ciemnego tworzywa. Przypomina mi apteczne opakowania. Zakrętka jest szczelna, maska nie wylewa się z opakowania. Pojemność 150ml, cena około 26zł, teraz możecie ją nabyć w promocyjnej cenie 22,50 tutaj




SKŁAD:



                                      



ZASTOSOWANIE:
Hypoalergiczna maska do włosów z ekstraktem z nasion lnu zwyczajnego i olejem kokosowym przeznaczona jest do pielęgnacji włosów suchych i łamliwych. Jest bogata w składniki nawilżające i odżywcze, pozwala poprawić wygląd i kondycję włosów. Olej kokosowy, dzięki swoim wyjątkowym właściwościom, wykazuje zdolność przenikania do struktury włosa, zwiększa nawilżenie końcówek, zapobiega także ich rozdwajaniu się. Związki śluzowe, zawarte w nasionach lnu, powlekają i chronią włosy, znakomicie je wygładzając.Nałożenie maski po umyciu ułatwia rozczesanie włosów, zapewnia efekt miękkich, lekkich i lśniących kosmyków. Stosowanie maski jako kompresu, przed myciem, zdecydowanie poprawia nawilżenie i zwiększa elastyczność włosów.





KONSYSTENCJA:
przypomina mi piankę, jakiś delikatny mus. Jak dla mnie mogłaby być nieco bardziej bogata i treściwa. Lubię właśnie takie maski. Ta konsystencją bardziej przypomina mi odżywkę.





ZAPACH;
bardzo subtelny i przyjemy. Nie wyczuwa niczego konkretnego, niemniej nie jest to drażniący zapach.





MOJA OPINIA: 
zacznę od tego, że ta maska łączy w sobie dwa składniki, które mają dla moich włosów skrajne działanie. Po pierwsze len, który moje włosy uwielbiają. Bardzo często robię sobie maseczkę z siemienia lnianego. Działa rewelacyjnie, długotrwale nawilża i odżywia włosy. W kuracji olejami, to właśnie olej lniany, zaraz po oleju ze słodkich migdałów jest na szycie mojej listy. Z drugiej zaś strony, olej kokosowy to coś czego moje włosy nie lubią. Olej sprawia, że zmieniają się w dziki busz, są napuszone i wyglądają bardzo źle. Mam włosy średnioporowate, tyle wypracowałam w ich temacie, kiedyś były wysokoporowate. Jak zatem używam tej maski i jak działa? Po pierwsze, maskę nakładam tylko na dwie, trzy minuty po umyciu włosów, nie trzymam jej dłużej. Czasami lubię robić kurację i nosić maskę pod czepkiem, ale w przypadku tej maski tego nie robię. Dlaczego? obawiam się oleju kokosowego, nie chce spuszonych włosów, nad którymi trudno zapanować. Maska ma przyjemną  konsystencję, łatwo się ja nakłada i rozprowadza, ale konsystencja to mały minus, ponieważ maska spływa lekko z włosów. Nie wiem, czy dałaby rade utrzymać się na włosach pół godziny i dłużej. Niemniej taka konsystencja nie obciąży, nawet bardzo delikatnych i cienkich włosów. Jakie są efekty stosowania tej maski? Hmm, po pierwsze włosy bardzo łatwo się rozczesują, są miękkie i błyszczące. To można zauważyć zaraz po zmyciu maski. Co do nawilżenia jest ono widoczne, włosy są nawilżone i mocno wygładzone. Co jeszcze zauważyłam to zwiększenie objętości u nasady, włosy były jakby zagęszczone i bardzo uniesione. Maska nie obciąża i powoduje, że włosy są puszyste i miękkie. Puszyste, nie spuszone, wydaje się, że jest ich więcej. Maska nie obciąża włosów, nie przyspiesza przetłuszczania. Moje włosy bardzo wygładziła, gumka dosłownie z nich spływała. Cieszy nie taki efekt, gładkie, lejące się włosy do ideał do którego dążę :) Bardzo polubiłam się z tą maska, to kolejny kosmetyk tej marki, który działa, nie tylko w opisie producenta. Maska odżywia, wygładza i nawilża włosy. Stają się zdrowsze i jest ich optycznie więcej. Polecam Wam spróbować tę maseczkę, skład ma bardzo dobry, cena jest przystępna. I wiecie co w przypadku tej maski, len ewidentnie zwycięża, zatem jeżeli lubicie len i jego działanie na waszych włosach, będziecie zadowolone :) 



Zapach od Avon Cherish

Zapach od Avon Cherish


Hej Kochane,
dzisiaj będzie pachnąco, uwielbiam perfumy i mam ich bardzo dużo. Lubię Klasyczne Chloe, oraz Gucci Flora, to dwa zapachy mojego życia.  Mam wspomnienia związane z tymi zapachami, natomiast kolejne flakony towarzyszą mi na co dzień i tych sobie nie żałuję :) Wiadomo, że te drogie perfumy sobie dawkuję :) Jak zawsze dałam się oczarować reklamie, pięknemu flakonowi i moja silna wola zawiodła :) Zapach kupiłam w ciemno, kierując się opisem producenta. Czy trafiłam, czy raczej to nie zapach dla nie?Zapraszam dalej 



Kategoria: kwiatowo-owocowo-drzewna.
Nuty zapachowe: kwiaty wiśni, piżmo, kremowe drewno sandałowe.

Woda perfumowana delikatnym aromatem kwiatów wiśni, szlachetnością piżma i ciepłem kremowych nut drzewnych pozwoli rozkwitnąć twojej kobiecości. Opis brzmi kusząco, niestety ja bardzo łatwo im ulegam. 


OPAKOWANIE:
zgrabny kartonik, a  w środku uroczy flakonik, to on mnie tak skusił :) nie muszę mówić, że pięknie prezentuje się na mojej toaletce :) Pojemność to 50ml, chociaż flakonik wygląda na mniejszy, cena około 60zł. Warto poszukać na allegro, albo poczekać na promocję w katalogu.


ATOMIZER:
rozpyla równomierną mgiełkę, nie zacina się.



ZAPACH:
jest niezwykle kobiecy i elegancki, zamawiając go spodziewałam się bardzo lekkiego i świeżego zapachu, sama nie wiem dlaczego :) Okazało się, że zapach jest dość mocny. Ale na pewno nie spodoba się każdemu. Jest to dość mydlany, pudrowy zapach. W zasadzie powiedziałabym, że to zapach na wieczór, gdyby nie trwałość i transformacja jaka zachodzi w tych perfumach.



TRWAŁOŚĆ:
tutaj muszę się przyczepić, zapach jest bardzo intensywny na samym początku, dlatego uznałam, że to zapach na wieczór. Niestety po jakimś czasie, staje się bardzo delikatny i bardziej owocowy, dlatego jest to zapach typowo dzienny. Po kilku godzinach już go wcale nie czuć. Natomiast na ubraniach i szaliku, utrzymuje się nawet dwa dni. Jednakże na ciele, jego moc i siła ulatniają się bardzo szybko. 



MOJA OPINIA:
zapach kupiony w ciemno pod wpływem reklamy, opisu i flakonu. Czy to była dobra decyzja? Myślę, że tak, należę do kobiet, które lubią zapachy, lubię czuć je na skórze i na ubraniach. Czasami sięgam po perfumy kilka razy w ciągu dnia. Dodają mi one pewności siebie i umilają chwilę. Często łączę zapachy z jakimiś wydarzeniami. Sam zapach jest dość podobny do innych zapachów od Avon, niemniej, ma w sobie coś, co mimo wszystko je wyróżnia. Są bardzo kobiece i eleganckie, nosząc je na sobie, czuje się pewna siebie. Nuty skomponowane są tak, że mamy tutaj kwiaty, nuty drzewne i lekkie nuty owocowe, wszystko to co lubię w zapachach. Perfumy uznałam jako miły zapach na dzień, który trzeba odświeżyć po kilku godzinach, to tak jak z przypudrowaniem noska. Niemniej nie żałuję, poznałam nowy zapach, mam kolejny ładny flakonik w kolekcji. I może wyniosę z tego lekcję, by nie kupować w ciemno ;) 

 Palmer`s, Cocoa Butter Formula, krem pod oczy

Palmer`s, Cocoa Butter Formula, krem pod oczy

Hej Kochane,
dzisiaj porozmawiajmy o oczach :) Uwielbiam kremy pod oczy, zaczęłam ich używać dość późno, pewnie dlatego teraz tak nadrabiam zaległości i stracony czas. Póki co nie mam jeszcze głębokich zmarszczek, ale mam siateczkę, którą wyrobiłam sobie ciągle się uśmiechając. Uśmiechnięte oczy, to niestety przyjaciel zmarszczek, ale nie wyobrażam sobie życia bez uśmiechu. Zatem nakładam krem przeciwzmarszczkowy i dalej uśmiecham się do życia :) Marka Palmers, zawsze kojarzyła mi się z produktami dla mam, balsamy ujędrniające, produkty do biustu, czy masełko na brzuszek. Mój pierwszy produkt Palmers, to maseczka oczyszczająca, którą po prostu uwielbiam. Teraz przyszło mi testować krem pod oczy. Dostałam go podczas spotkania blogerek i jeszcze tego samego wieczora, rozpoczęłam testy. Jak wypadł ten krem na tle innych? Zapraszam dalej 








OPAKOWANIE:
kartonik i tubka, klasyczne połączenie :) Generalnie, lubię kremy z pompką, ale tubka z precyzyjnym aplikatorem, też jest ok. Pojemność standardowa 15ml, cena około 35zł w aptekach, oraz sklepach internetowych. Plusem jest również to, że tubka jest miękka i bez problemu można ją przeciąć i wydobyć resztki produktu.




ZAPACH:
wiedziałam, że kosmetyki Palmers, pięknie pachną. Na spotkaniu, mogłam poznać całą gamę produktów i zapachów i bardzo przypadły mi one do gustu. Krem pachnie lekko jak kakao, ale jest to subtelny, przyjemny zapach. Niestety dość szybko się ulatnia 



APLIKATOR:
klasyczny apikator, wydobywa optymalną ilość produktu. To higieniczny sposób wydobywania kosmetyku z tubki. Poza tym krem się nie marnuje




KONSYSTENCJA:
po otwarciu kremu, jego konsystencja była miłą niespodzianką, Produkt ma dość bogatą konsystencję. Jest dość gęsta, nie spływa, nie jest zbyt wodnista, ale też nie jest tępa. Łatwo się ją nakłada i rozprowadza. Ku mojemu zdziwieniu, krem bardzo szybko się wchłania. W zasadzie od razu można wykonać makijaż. A sam makijaż trzyma się bez zarzutu, korektor się nie waży, nie spływa i nie robi się nam nieestetyczne ciastko pod oczami.





MOJA OPINIA:
Krem bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, po pierwsze konsystencja, która jest bogata i bardzo kremowa, lekko masełkowa :) Kolejny plus to fakt, że krem wchłania się błyskawicznie, nie roluje się i nie pozostawia tłustej czy lepkiej warstwy. W zasadzie chwilę po aplikacji wykonuję swój makijaż. Krem zawiera w sobie masło Shea, bałam się, że może mnie zapychać. Miałam, kiedyś krem po którym skóra pod oczami zareagowała kaszakami, skóra byłą zapchana brr. Krem jest bardzo delikatny, nie podrażnia, nie spowodował uczulenia, Krem bardzo dobrze nawilża i wygładza skórę, Nie jest to efekt mega liftingu, ale widać znaczne wygładzenia. Krem jest raczej  z kategorii tych delikatniejszych, nie poradzi sobie z głębokimi zmarszczkami, pomimo retinolu w składzie. Ale jako profilaktyka i bardzo dobry nawilżacz, spisuje się bez zarzutu. A jak wiadomo, lepiej zapobiegać, niż leczyć :)  Krem nie przesusza,a i takie kremy pod oczy znam, jest świetnym nawilżaczem skóra wygląda młodo i zdrowo. Krem używam dwa razy dziennie, nie żałuję go sobie i pewnie szybko skończę tę tubkę, ale tak już u mnie jest z kramami pod oczy. Niemniej przez swoją konsytencję jest to wydajny produkt i na pewno cena jest adekwatna do jakości. W zasadzie mam swój ulubiony krem pod oczy, ale ten chyba wskoczył na drugie miejsce. Polecam Wam spróbować, jeżeli szukacie czegoś co nawilży, wygładzi i odżywi, a przy tym nie zrujnuje Waszego portfela :) 





Dermedic, Hydrain 3 Hialuro, Serum nawadniające twarz, szyję i dekolt

Dermedic, Hydrain 3 Hialuro, Serum nawadniające twarz, szyję i dekolt

Hej Kochane,
ostatnio tyle się dzieje, że moja skóra zwariowała. Z mieszanej, stała się bardzo przesuszona i odwodniona. Suche skórki, pojawiały się ciągle, pomimo regularnych peelingów i kremu nawilżającego nakładanego pod makijaż. Jednym słowem, wyglądałam strasznie. Cera była szara, przesuszona, podkład tworzył jakieś ciastko, a bronzer się rozmywał. Zaczęłam walkę o zdrową, pełną życia i blasku cerę. Stosowałam różne maseczki, kremy nawilżające i wodę termalną. Piłam dwa litry wody mineralnej, aby wspomóc się także od środka. Po jakimś czasie udało mi się i moja skóra wróciła do normy. Powiem szczerzę, że wolę moją przetłuszczającą się skórę, niż przesuszoną. Współczuję dziewczyną o cerze suchej, a zawsze im zazdrościłam. Zrobię Wam post o produktach, które mi pomogły w tym dziwnym dla mojej cery okresie. A dzisiaj przedstawię Wam serum, które było kropką na i. Jak wiecie, uwielbiam wszelkiego typu sera, mogłabym je testować zawodowo. Firma Dermedic, umożliwiła mi przeprowadzenie testów na ich słynnym serum nawadniającym. Kusiło mnie ono od dawna i wreszcie przekonałam się o jego działaniu na własnej  skórze.






Zabezpiecza skórę przed utratą wilgoci – Olej migdałowy z dużą zawartością kwasu oleinowego oraz linolowego ze szczególnie silną zdolnością zmiękczania naskórka i wzmacniania lipidowej bariery ochronnej skóry. Ujędrnia i chroni przed przedwczesnym starzeniem – witamina E wzmacnia działanie antywolnorodnikowe preparatu.

Wzmocniony, skoncentrowany system nawadniania skóry – Hialuronic acid – kwas hialuronowy w 15% dawce powoduje 57% wzrost nawilżenia skóry po 15 minutach od nałożenia preparatu i aż 43% nawilżenie nawet po 2. godzinach działania.
Natychmiast wygładza skórę – Velvesil 125 tworzy delikatny film na skórze, wygładzając drobne nierówności.
Do stosowania na noc i na dzień. Nie zatyka porów. Skoncentrowana ilość składników aktywnych. Delikatna konsystencja doskonała pod makijaż.
Zalecany do: pielęgnacji skóry suchej i bardzo suchej, w stanach mocnego przesuszenia, do kuracji codziennej lub zamiennie z kremem z serii Hydrain3 Hialuro jako wzmocnienie pielęgnacji podstawowej.
Nanieść na twarz, szyję i dekolt równomierną warstwę preparatu i pozostawić do wchłonięcia.






OPAKOWANIE:
kartonik z opisem produktu, a wewnątrz piękna buteleczka, jej kolor jest tak wspaniały, że już sam ten fakt, sprawił, że je polubiłam ;) Kojarzy mi się z wakacjami, czyli wszystkim co miłe i przyjemne! Pojemność serum to 30ml, cena około 43zł .Tutaj. Buteleczka, wykonana jest ze szkła, jest z masywnego szkła. Opakowanie z pipetką, to bardzo higieniczne rozwiązanie, lubię takie produkty,










ZAPACH:
bardzo świeży i rześki, wyczuwam w nim aromat ogórków ;) Zapach szybko się ulatnia, także nie powinno to nikomu przeszkadzać.



KONSYSTENCJA:
Podoba mi się to, że serum jest lekkie, a konsystencja lejąca, delikatna. Produkt bardzo szybko się wchłania, nadaje się pod makijaż, współgra z moimi podkładami.






 APLIKATOR:
to jest zarówno plus, jak i minus produktu. Plus oczywiście za higienę użytkowania. Minus jest taki, że serum nie jest na tyle rzadkie, aby łatwo się go nabierało za pomocą pipetki. 










MOJA OPINIA:
moja przesuszona skóra, wyglądała strasznie, straciła kolor, blask i młodość. Nie wiem jak to opisać, ale widziałam to jak brzydko wygląda skóra, która jest przesuszona i odwodniona, Wyglądałam staro i czułam się z tym okropnie. Żaden podkład nie wyglądał dobrze, róż, bronzer, puder tylko pogarszały sprawę. Seria zabiegów wspomagających i woda termalna to było wybawienie. Kiedy dostałam do testów to serum od razu zaczęłam je używać. Najpierw dwa razy dziennie, z czasem tylko na noc. Jakie są moje wrażenie, przede wszystkim bardzo miłą aplikacja, serum jest lejące, bardzo szybko się ja nakłada i rozprowadza. Kolejna zaleta to czas wchłaniania, jest dosłownie błyskawiczny, od razu  można nakładać krem, lub przystąpić do wykonywania makijażu. Serum trzymam w  lodówce, wspaniale chłodzi, daje uczucia ogromnej ulgi, po całym dniu, zmyciu makijażu, czy peelingach. Serum bardzo dobrze nawilża, buzia dosłownie je spija. W najgorszym okresie stosowałam je pod wodę termalną i krem nawilżający. W obecnej chwili nakładam je solo na noc. Rano buzia jest bardzo nawilżona i miękka. Skóra stała się też bardziej gęsta i znowu jest pełna blasku. Bardzo polubiłam ten produkt, dla mojej mieszanej skóry, stopień nawilżenia jest wystarczający. Buzia jest nawilżona, ale co jeszcze uważam za plus to fakt, że serum świetnie łagodzi, zaczerwienienia, powstałe po mocniejszym peelingu. Niweluje również efekt ściągniętej skóry, po niektórych maseczkach. Minus to skład, nie jest do końca taki jak chciałabym, aby był. Niemniej moja skóra nie zareagowała żadnym buntem. Serum mnie nie uczuliło i nie zapchało, a  tego się troszeczkę obawiałam. Dzięki odpowiedniej pielęgnacji skóra wróciła do normy, a to serum w znacznym stopniu mi w tym pomogło. Myślę, że warto  spróbować, szczególnie teraz, kiedy zaczniemy się opalać, a nasza skóra będzie potrzebowała ukojenie i regeneracji. 






Włosy jak łany zbóż... Sylveco odbudowujący szampon pszeniczno- owsiany

Włosy jak łany zbóż... Sylveco odbudowujący szampon pszeniczno- owsiany

Hej Kochane,
wiosna zawitała na dobre, pogoda jest  bajeczna. Dzisiaj mam w planach spakować wszystkie ciepłe rzeczy i wyjąć sukienki i balerinki :) Na wiosnę warto również zadbać o włosy, które są zmęczone czapkami, wiatrem, zimnem i suchym powietrzem. Teraz czas je rozpuścić, pozwolić aby rozwiewał je wiatr, a na randkę możemy wpleść w nie kwiaty. Jest tylko jedno ale... włosy muszą być zdrowe, lśniące i piękne, Co robić, kiedy natura nie obdarzyła nas takimi włosami, a może same pogorszyłyśmy ich stan, zabiegami "upiększającymi"? Wtedy warto zwrócić się o pomoc do specjalisty, skierować swoje kroki, w stronę natury i zerknąć na półkę z kosmetykami Sylveco :) Marka ta jest mi bardzo bliska i uwielbiam, absolutnie uwielbiam ich produkty. Wszystko co dotychczas używałam, okazywało się wielkim hitem. Dzisiaj w roli głównej szampon, bo jak wiecie o włosy lubię dbać. Szampon, testuję dzięki współpracy ze sklepem http://biorganic24.pl/, który w swojej ofercie posiada kosmetyki marki Sylveco 








Hypoalergiczny, przeznaczony do pielęgnacji każdego rodzaju włosów, szczególnie osłabionych i wymagających regeneracji. Zawiera bardzo łagodne, ale jednocześnie skuteczne środki myjące, które nie podrażniają nawet najbardziej wrażliwej skóry głowy. Hydrolizaty pszenicy i owsa to niskocząsteczkowe źródło protein, wiążą wilgoć, wnikają do korzeni włosów, odbudowując je aż po same końcówki. Dzięki składnikom silnie nawilżającym szampon zapobiega przesuszeniu, łagodzi podrażnienia skóry głowy. Przy regularnym stosowaniu wzmacnia włosy, poprawia ich elastyczność i sprawia, że są bardziej odporne na uszkodzenia i rozdwajanie.
Zalety:
- zapobiega przesuszeniu,
- wzmacnia strukturę włosów,
- przywraca miękkość i elastyczność.
Zawiera: wodę, glukozyd laurylowy, betainę kokamidopropylową, miód, glukozyd kokosowy, pantenol, proteiny owsa, proteiny pszenicy, guma guar, kwas mlekowy, benzoesan sodu i olejek z trawy cytrynowej. 







OPAKOWANIE:
smukła butelka, zamykana na klik. Pojemność 300ml, jak dla mnie to bardzo duża pojemność, włosy myję co 2-3 dni. Cene to około 20zł. Szampon możecie kupić Biorganic






SKŁAD:
Aqua, Lauryl Glucoside, Cocamidopropyl Betaine, Mel Extact, Cocoglucoside, Panthenol, Hydrolyzed Oats, Hydrolyzed Wheat Protein, Cyamopsis Tetragonoloba Gum, Lactic Acid, Sodium Benzoate, Cymbopogan Schoenanthus Oil. 


ZAPACH:
bardzo delikatny i przyjemny. Naturalne nuty, czuję tu cytrynkę i miód.



KONSYSTENCJA:
dość gęsta przez co produkt jest bardzo wydajny, mam długie, gęste włosy i potrzebuję niewielką ilość szamponu. Dobrze się pieni, ale nie robi nam mega piany, napakowanej silikonami. Dobrze się rozprowadza i łatwo wypłukuje z włosów. 








MOJA OPINIA:
jak wiecie, sam szampon nie zmieni diametralnie kondycji naszych włosów, do tego potrzebne są maski, odżywki, albo nożyczki fryzjerskie. Są jednak produkty, które z czasem mogą w jakimś stopniu poprawić ich stan. Przede wszystkim powinnyśmy zrezygnować z produktów bardzo chemicznych, naładowanych SLS. Szampony o naturalnym składzie, powinny na stałe zagościć w naszej łazience! Ten szampon robi to co obiecuje producent. Przede wszystkim nie podrażnia, nie powoduje przesuszenia skóry głowy, nie powoduje łupieżu. Ma raczej właściwości kojące. Skóra jest nawilżona. Włosy po użyciu szamponu są bardzo ,bardzo błyszczące, co u blondynek nie jest takie proste. Stały się bardzo sprężyste, nawilżone i wygładzone. Moje włosy niestety mają tendencję do puszenia się, z tym szamponem nic takiego się nie dzieje. Włosy są sypkie i miękkie. Puchu nie ma praktycznie wcale. Stosowałam go także bez odżywki. Włosy bez problemu się rozczesywaniem. Po wysuszeniu, włosy były miękki i bardzo delikatne. A często niestety po umyciu włosów bez nałożenia maseczki, miałam szorstką szczotkę na końcówkach ;/ Szampon pięknie pachnie, konsystencja jest idealna, nie ucieka przez palce, ale nie mam także problemu z wydobyciem szamponu z opakowania. Produkt świetnie odświeża, oczyszcza, nawet po olejowaniu, czy zabiegach z siemieniem lnianym w roli maski-papki. Nadaje się do codziennego mycia włosów. Nie podrażnia i nie przesusza i co bardzo ważne nie przetłuszcza włosów. Nie bójcie się oklapniętej fryzury, włosy są oczyszczone i uniesione od nasady.  Uwielbiam ten szampon, zagości na stale w mojej łazience, mój mąż, który ma problemy ze skórą głowy, także  go sobie chwali. Moje włosy są gotowe na wiosnę, są lśniące, jedwabiste i bardzo mocno nawilżone, a to w przypadku suchych włosów efekt na wagę złota :) 




Wiosenne cukiereczki- lakiery Golden Rose

Wiosenne cukiereczki- lakiery Golden Rose

Hej Kochane,
upragniona wiosna nadeszła! Ostatecznie żegnam się z ciepły płaszczem i szalikiem, porzucam smutną parasolkę, chowam kalosze do pudełka. Witam sukienki, lekkie bluzeczki i pastele! W tym roku szczególnie wzięło mnie na pastelowe odcienie, głównie na paznokciach, dlatego kompletuję wiosenne lakiery. Idzie mi to powoli, ale za to udało mi się poznać nowe lakiery Golden Rose, z serii WOW! Zrobiłam wow, kiedy zobaczyłam te kolory. Zakochałam się od razu i usiałam kupić. Kiedy kupuję, staram się nie myśleć o tych 50 lakierach w pudełku :/ Nie będę przedłużać, same zobaczcie, jakie z nich cukiereczki :) Który jest Waszym faworytem ?! ;)











Kolor 07, jest bardzo ciekawy wygląda jak szary, ale ma w sobie nutę fioletu, a nawet błękitu :) mój faworyt!


Odcień 09, to klasyczny cukierkowy, pastelowy róż, jestem zachwycona kryciem, jedna warstwa już pokrywa płytkę, przy dwóch mamy piękny, jednolity kolor, żadnych prześwitów. 


Kolor 52, to nasz rodzimy odpowiednik lakieru Essie Fiji. Klasyczny, uniwersalny kolor, blady róż, cudownie prezentuje się na dłoniach. Idealny do pracy i do ślubu ;) 
Copyright © 2014 Do połowy pełna... , Blogger