Uwiedziona przez... Giorgio Armani Lasting Silk UV

Uwiedziona przez... Giorgio Armani Lasting Silk UV



Dzisiaj nadeszła pora, aby przedstawić Wam bliżej mojego ulubieńca ostatnich tygodni. Mam cerę mieszaną, ale nie lubię efektu płaskiego matu i ciężkiej maski na twarzy. Dlatego staram się unikać matujących podkładów, lub ograniczyć ich używanie do minimum, powiedzmy na większe okazje. Jak zatem sprawić, żeby cera wyglądała zdrowo i naturalnie, nie świecąc się przy tym jak lampki na choince? To już nie jest takie proste zadanie i stąd moje poszukiwanie podkładu idealnego. Lasting Silk UV , obiecuje nam satynowo-matowe wykończenie, efekt drugiej skóry i długotrwały efekt. a to wszystko okraszone złotym brokatem Giorgio Armani. Wszystko kusi od opakowania, poprzez opis, aż do nazwiska. Dałam się uwieść...









 Wg producenta: Podkład o przedłużonej trwałości zainspirowany ekstremalnymi warunkami, jakie panują na scenie. Rewolucyjna jedwabista konsystencja na bazie wody gwarantuje 14-godzinną trwałość i satynowo-matowe wykończenie, okrągłe mikrocząsteczki z efektem zmiękczania oraz mikro-matujący puder dają perfekcyjne wykończenie. Jest tak lekki, że aż niewyczuwalny na skórze. Dla cery normalnej i tłustej. Zapewnia średnie pokrycie niedoskonałości. Posiada filtr UV SPF20.








Zacznę od opakowania, które jest prześliczne, bardzo minimalistyczne i eleganckie. Wspaniale prezentuje się na toaletce ;) Opakowanie z pompką, masywne i szklane. Mimo tego, na wyjazdy odlewam sobie odrobinę do pojemnika, aby uniknąć jakiegoś awarii. Pojemność to 30 ml. Zapach bardzo elegancki i ekskluzywny, rozpieszcza zmyły, nie jest przy tym nachalny i męczący. Po chwili od nałożenie jest już niewyczuwalny.







Mój idealny odcień, to nr 4 jest to neutralny kolor, który idealnie stapia się z moją skóra. Podkład na całe szczęście nie oksyduje. 









Konsystencja podkładu jest dość lekka i lejąca, dzięki czemu bardzo szybko i sprawnie możemy nałożyć podkład na całą twarz. Wystarczy naprawdę niewielka ilość, aby wykonać cały makijaż. Krycie określam jako lekkie do średniego. Możemy je budować, podkład ładnie się ze sobą stapia i kolejne warstwy, nie zrobią nam efektu maski. Najczęściej nakładam podkład palcami, lub Beauty Blenderem, rzadziej pędzlem, bo nie mam potrzeby wpracowywania podkładu w skórę.









Efekt, jaki otrzymuję po nałożeniu podkłądu na twarz, to efekt 10 godzinnego snu. Podkład jest lekki i niewyczuwalny na cerze, ma satynowo- matowe wykończenie i  pozostawia na skórze zdrowy blask. Cera jest promienna, wypoczęta, koloryt wyrównany. Drobne zmiany są zniwelowane. W miejscu gdzie mamy większą niespodziankę lub przebarwienia, potrzebny będzie nam korektor, bo podkład sam w sobie może nie pokryć takiej zmiany. Ja lubię lekkie krycie i na to stawiam w swoim makijażu. Dlatego nie oczekiwałam od tego podkłądu full cover, bo po pierwsze nie mam takiej potrzeby, po drugie to nie jest podkład tego typu. Podkład daje przepiękne wykończenie, nie waży się, nie wchodzi w załamania i nierówności skóry, a także nie podkreśla suchych skórek. Nie zauważyłam także, aby mnie zapychał, lub podrażniał. I co najważniejsze kolor idealnie stapia się z cerą i nie oksyduje. 


















Jako posiadaczka cery mieszanej, muszę lekko przypudrować nosek :) a tak właściwie całą strefę T. Tak nałożony i zabezpieczony podkład, utrzymuje się na mojej skórze 7-9 godz w idealnym stanie. Skóra przez cały czas wygląda idealnie. Za co kocham ten podkład? Za naturalny efekt, to nasza druga skóra, tylko udoskonalona i ujednolicona. Czuję się w nim lekko i komfortowo, spisał się nawet podczas upałów. Nie wchodzi w zmarszczki, nie wysusza, nie ściera się z twarzy nieestetycznymi plamami. To jest mój podkład pewniak. Jeżeli macie cerę normalną, mieszaną i suchą będziecie zachwycone. Dla cer dojrzałych to z pewnością podkład ideał, więc to fajna opcja na prezent dla mamy ;) Cery tłuste i problematyczne mogą nie być do końca zadowolone, ponieważ podkład nie zakryje w pełni niedoskonałości cery.






Tak podkład, prezentuje się na mojej cerze. Jest lekko przypudrowany, a na policzkach mam jedynie matowy bronzer, zero rozświetlacza. 





Jeżeli szukacie podkładu, który daje naturalny efekt, który nie obciąża skóry i nie tworzy sztucznej maski to Armani Lasting Silk UV jest produktem dla Was! Lekka konsystencja jest w przypadku tego podkładu zaletą, ponieważ wystarczy niewielka ilość, przez co produkt ten określam jako bardzo wydajny. Podkład, zawiera w sobie filtr SPF 20, nie zapycha i nie podrażnia. Z pewnością sprawdzi się dla cer alergicznych lub podrażnionych. Plusem jest także  szeroka gama kolorystyczna, każda z nas znajdzie coś dla siebie.Armani daje mi efekt 10 godzinnego snu, zamkniętego w butelce. Jestem oczarowana i zostaje przy nim na dłużej, przyznaję, że muszę go oszczędzać, bo minusem niewątpliwie jest tutaj cena... Znacie ten podkład, a może inny podkład Giorgio jest Waszym ulubieńcem? Dajcie mi koniecznie znać w komentarzach :) 







ShinyBox, Beauty School

ShinyBox, Beauty School




Wrzesień, to czas powrotów do szkoły, z tej okazji ShinyBox wypuścił najnowsze pudełeczko Beauty School. Na naukę nigdy nie jest za późno i warto o tym pamiętać. Szczególnie jeżeli mowa tutaj o nauce bycia piękną ;) Opakowanie jak zawsze zachwyca, a jak jest z zawartością? Otwieramy!









Opakowanie, wzór i kolory jak zawsze zasługują na pochwałę. Przyciągają uwagę i cieszą oko. Wewnątrz, znajdziemy także kolejne wydanie Shiny Mag, magazynu z opisem produktów, a także kilkoma innymi artykułami.









Jako pierwszą wyciągnęłam lnianą torbę na zakupy, niby ok, niby fajnie, ale jakoś to mi nie leży... Wykorzystam, podczas sobotnich zakupów spożywczych, ale nie wiem, czy w takim boxie, oczekuję takich produktów...









Dalej, też nie jest zbyt różowo... zawartość określiłabym jako basic- produkty dla młodych dziewcząt, które dopiero zaczynają poznawać czym jest makijaż i dbanie o urodę. Obawiam się tylko, że w tych czasach, młodzież wie więcej niż my :) Kiedy ja byłam nastolatką, piałabym z zachwytu, że mam taki box z pierwszymi, własnymi kosmetykami, ale wiadomo czasy się zmieniają. Podejrzewam, że teraz nie robi to na młodych kobietkach, większego wrażenia ;) 










Baza pod cienie  Cashmere, przydatna rzecz, wykorzystam ją z pewnością. Niech sobie leży w pudełku z zapasami :) Baza ma cielisty kolor i delikatną kremową konsystencję, sprawdzimy jak sobie radzi. Cena 22/7g










Kolejny produkt, to mineralny rozświetlacz z aplikatorem, w postaci kuleczki marki BellaPierre. Shimmer Roll może być bezpośrednio nakładany na dowolny obszar twarzy, policzki, usta, oczy. Kolor jest przyjemny, zobaczymy co z tego będzie, bo raczej nie używam rozświetlaczy na co dzień. Cena to 60 zł/2g 










Lakier do paznokci marki Delia z nową szybkoschnącą formułą. Cena ok 6,50/szt. Niestety nie używam już tradycyjnych lakierów do paznokci i nie lubię pomarańczowego :( 









Paletka do konturowania twarzy Smart Girls Get More. Składa się z czterech produktów, puder matujący, bronzer o matowym wykończeniu ( piękny chłodny kolor) różu do policzków oraz rozświewtlacza. Osobiście uwielbiam tego typu paletki i z przyjemnością przetestuje ją podczas weekendowego wyjazdu. Kolory bardzo mi odpowiadają, poza tym jest mała i poręczna :) 13,99zł Paletka, wymienna z błyszczykiem do ust. Dlatego cieszę się, że trafiłam na tę wersję. 










Maska do włosów marki Novex, to dla mnie nowość, maska zawiera w sobie olej arganowy, za którym moje włosy nie przepadają niestety. Podoba mi się, że to miniaturka i także wrzucę ją do wyjazdowej kosmetyczki. Lubię pielęgnować włosy i w moim przypadku lepsza maska, niż balsam  do ciała :) 








Hit pudełka, czyli antybakteryjne mydło do rąk CleanHands. Możecie się śmiać, ale bardzo mnie ono ucieszyło. Z tego co wiem, nie tylko mnie ;) Produkt bardzo przydatny jestem na tak. 6,40 zł /250 ml 








Ogromną frajdę sprawiły mi Face Charty, ostatnio bawiłam się takimi w szkole na zajęciach z wizażu. Jak wiecie nie mam wielkiego talentu do makijażu, dlatego w długie jesienne wieczory, będę się bawiła i szkoliła :) Bloczek, idealnie wpisuje się w tematykę boxu :) 









Niestety to pudełko mnie nie zachwyciło. Tak jak już wspomniałam dla mnie to typowy basic, nie ma tutaj nic odkrywczego niestety :( Mydło do rąk i paletka, sprawiły mi największą frajdę. Mam nadzieję że Shiny, powróci do formy i jeszcze nas zaskoczy :) A jakie są Wasze odczucia, względem tej edycji? 


VIANEK | Normalizujący peeling do twarzy

VIANEK | Normalizujący peeling do twarzy



Peelingi mają znaczące miejsce w mojej pielęgnacyjnej rutynie. Podobnie jak demakijaż, czy tonizacja, złuszczanie to kolejny bardzo istotny krok w mojej pielęgnacji. Od peelingu wymagam dość dużo, bo robię go w określonym celu. Jako posiadaczka cery mieszanej, lubię czuć, że zrobiłam peeling, przepadam za tymi mechanicznymi, rzadziej sięgam po enzymatyczne. Lubię kiedy drobinki są wyczuwalne i kiedy jest ich większa ilość. Lubię przyjemne formuły i zapachy i to odkryłam w peelingu marki Vianek, który szybko stał się moim ulubieńcem.









Zacznę od opakowania, które jest wygodne, poręczne i lekkie z łatwością wydobywam produkty w optymalnej ilości. Tubka jest miękka, przez co możemy zużyć produkt do samego końca. Pojemność to 75 ml cena ok 19 zł Zapach jest dużym plusem tego produktu jest lekki, świeży, orzeźwiający, poprzez zawartość olejku miętowego w składzie. 









Peeling ma zielony kolorek (wybaczcie brak zdjęcia, zapomniałam o nim) Nakłada się go łatwo i nie ma także problemu z jego usunięciem. Wystarczy ciepła woda i gąbeczka lub ręczniczek. W składzie peelingu, znajdziemy wyciąg z szałwii, która ma działanie oczyszczające i detoksykujące. Idealnie zatem sprawdza się w pielęgnacji cer mieszanych, tłustych i tych z niedoskonałościami. Olejek miętowy, rewelacyjnie odświeża naszą cerę.









Peeling ma dosyć gęstą konsystencję z dużą ilością drobinek (korund) Jest ich sporo, dzięki czemu działanie jest odczuwalne. Nie musicie się jednak obawiać. Tak naprawdę działanie i ewentualne podrażnienia są w naszych rękach, to my bowiem, dostosowujemy nacisk jaki użyjemy podczas masażu. Ja mam dosyć odporną skórę i lubię mocniej ją wymasować, ale jeżeli Wy tego nie lubicie, potraktujcie peeling łagodniej, a z pewnością nie będziecie zawiedzione.










Peeling normalizujący ma za zadanie regulowanie pracy gruczołów łojowych, działa odświeżająco i oczyszczająco na naszą skórę. Regularnie stosowany ujednolica koloryt naszej cery. Po zastosowaniu moje skóra jest dogłębnie oczyszczona, cera jest pełna blasku i zdrowia. Jest miękka i gładka w dotyku. Skóra prezentuje się nienagannie, suche skórki znikają, a każdy makijaż prezentuje się dużo lepiej na tak przygotowanej skórze. 









Jeżeli macie cerę mieszaną i tłustą lub normalną będziecie naprawdę zadowolone z efektów. Skóra jest oczyszczona, i odświeżona, a ten zapach i uczucie chłodzenia po prostu rewelacyjne. Peeling szybko, stał się moim ulubieńcem i na pewno długo pozostanę mu wierna. Odpowiada mi w nim wszystko skład, opakowanie, zapach i działanie. Warto, także podkreślić, że cena jest również bardzo przyjemna dla portfela, a  sam produkt jest naprawdę bardzo wydajny :) Serdecznie go Wam polecam! I koniecznie, dajcie mi znać jakie peelingi Wy lubicie i polecacie?







Złocisty jesienny makijaż z My Secret

Złocisty jesienny makijaż z My Secret



Ostatnio mam dużo wolnego czasu i zaczęłam się bawić makijażem. Oczywiście do perfekcji brakuje mi tyle jak stąd do Marsa, ale miło się bawiłam przy wykonywaniu tego makijażu. Zainspirowałam się najnowszymi paletkami marki My Secret o których pisałam w poprzednich postach. Jesienne, ciepłe kolory, tak bardzo nie w moim typie, że aż musiałam spróbować :) W roli głównej paletka Life On Mars czyli ciepłe, foliowe cienie dzięki którym makijaż był czystą przyjemnością.











Jak dobrze wiecie nie lubię siebie w ciepłych kolorach, zawsze wydawało mi się,że sprawiają, że wyglądam na zmęczoną i chorą. Jednakże z tą paletką jest inaczej. Miedziany kolor, podkreślił moją tęczówkę, a cała cera dość mocno się rozpromieniła. Nosząc ten makijaż przez cały dzień i zerkając  na siebie w lustro, czułam się  naprawdę dobrze. Może jeszcze to kiedyś powtórzę :) A co Wy o tym sądzicie? 




























Cienie mają rewelacyjną pigmentację ( więcej o nich znajdziecie TU) Nakładają się jak masełko, pędzle bardzo dobrze łapią pigment i rozprowadzają na powiece, cienką mgiełką. Złoty foliowy cień, wklepałam palcem, w celu pogłębienia koloru. Niestety mój aparat znowu zjadł kolory, musicie mi uwierzyć na słowo, że makijaż naprawdę był mocny ( jak dla mnie ) 


















Cienie mają dość "mokrą" konsystencję, dzięki czemu dobrze łapią się powieki, niestety podczas blendowania, miedziany cień, dość mocno osypał mi się na policzki. W przypadku tych cieni i takich kolorów, polecam najpierw wykonać makijaż oczu, a dopiero później całej twarzy. Ja musiałam posłużyć się nawilżanymi chusteczkami, aby zmyć miedziany pyłek z lica :) 











Jeżeli lubicie ciepłe, jesienne kolory ta paletka sprawdzi Wam się fantastycznie, Pigmentacja jest rewelacyjna, cienie foliowe, przepięknie lśnią i nadają charakteru całemu makijażowi. Ciesze się, że ja dostałam, sama zapewne nie dałabym szansy ciepłym barwom, a szkoda, bo czuję się w nich całkiem, całkiem. Niewykluczone, że będzie towarzyszyć mi częściej. Jakie są Wasze ulubione odcienie? Stawiacie na ciepłe, czy chłodne kolory? 






EVREE Ocean Velvet Produkty do rąk idealne na jesienną aurę

EVREE Ocean Velvet Produkty do rąk idealne na jesienną aurę



Jesień nadchodzi, albo już nadeszła... Wieczory są coraz zimniejsze i słońca coraz mniej. W tym okresie sięgam coraz częściej po produkty do pielęgnacji dłoni. Nagle liczba kremów  do pielęgnacji dłoni wzrasta. Szafka nocna, torebka, samochód, stolik kawowy, wszędzie mam zostawioną jakąś awaryjną tubkę. Na szczęście te produkty sukcesywnie zużywam i nic się nie marnuje. W tym okresie skóra domaga się dodatkowego nawilżenia i z pomocą przyszła do mnie marka Evree z nową niebieską linią, inspirowaną głębią oceanu Ocean Velvet.  Produkty te, stosuje pół mojej rodziny, to naprawdę świetne kremy za przystępną cenę :) 








Tym razem testuję kompleksowo krem i serum. Opakowania są minimalistyczne i zachowane w stylistyce typowej dla marki Evree. Zapach tych produktów jest bardzo delikatny i świeży. Dość długo utrzymuje się na dłoniach, ale nie jest to męczący, nachalny zapach, powiedziałabym, że to po prostu "zapach czystości".  Pojemność kremu to 100 ml, natomiast serum to 50 ml . Kremy możecie kupić w każdej drogerii.
















Jestem fanką treściwych i bogatych konsystencji, dlatego szczególnie umiłowałam sobie serum do rąk. Lubię sera w szerokim pojęciu, więc i to do dłoni, szybko stało się ulubieńcem. Serum ma bardziej treściwą konsystencję, dzięki czemu mocniej pielęgnuje przesuszoną i zniszczoną skórę dłoni. Stosuję je zawsze na noc, ponieważ produkt potrzebuje chwili aby się wchłonąć.









Natomiast krem do rąk, ma już dużo lżejszą konsystencję, dzięki czemu staje się idealnym produktem do częstego używania  w ciągu dnia. Wystarczy chwila, aby krem wchłoną się w naszą skórę i możemy wracać do swoich zajęć. 







Zarówno krem jak i serum, pozostawiają skórę nawilżoną i przyjemnie wygładzoną, uczucie ściągnięcia, przesuszenia czy podrażnienia jest wyciszone. Skóra jest delikatna i miękka w dotyku. Do codziennego, szybkiego użycia polecam Wam krem, natomiast jeżeli wasza skóra jest bardziej wymagająca będziecie bardziej zadowolone z serum. Polecam Wam produkty Evree są przyjemne i skuteczne w działaniu, łatwo dostępne i tanie. A dzięki uniwersalnym i dość neutralnym zapachom, mogą stanowić miły upominek dla bliskiej osoby. Stosowałyście już te produkty, która seria jest Waszą ulubioną? 




My Secret - najnowsze paletki cieni

My Secret - najnowsze paletki cieni



Wraz z nadejściem jesieni w ofercie wielu drogerii pojawiają się nowości makijażowe, odpowiednio dobrane do pory roku i obecnych trendów. Osobiście jestem fanką czarnej kreski, ale czasami pozwalam sobie na kolorowy makijaż i zabawę z cieniami. Mam swoich stałych ulubieńców, ale najnowsza propozycja marki My Secret, stworzona przez Daniela Sobieśniewskiego całkowicie skradła moje serce. 









Cienie My Secret z kolekcji Natural Beauty niejednokrotnie pojawiały się na moim blogu. Uważam, że to jedne z lepszych paletek dostępnych na naszym rynku w swoim przedziale cenowym. W regularnej cenie, paletki kosztują 16,99 zł, ale zawsze warto czekać na promocje -40%. Cienie mają klasyczną, plastikową kasetkę, ale nigdy żadna z nich nie uległa zniszczeniu, zatem oczywiście oceniam to na plus.










Najnowsza kolekcja, utrzymana jest w iście jesiennych kolorach, ponadto w bardzo trendowych odcieniach. I choć raczej jestem fanką chłodnych kolorów, te odcienie całkowicie mnie oczarowały. Na plus zasługuje tutaj pigmentacja, która jest powalająca. Przyznaję, że dawno nie widziałam takich kolorów. Wystarczy jedno pociągnięcie i mamy intensywny i głęboki kolor. Love it !!!









Pierwsza paletka, najmniej uniwersalna, ale za to najbardziej fikuśna w tej kolekcji. Pierwszy złoto- beżowy cień, jest najdelikatniejszy, ale tuż za nim mamy dwa wspaniałe foliowe kolory miedzi i złota. Szkoda, że aparat nie oddaje tego blasku, musicie uwierzyć mi na słowo na żywo to istne złotka :) 








Kolejna paletka to dostojne maty, które posłużą nam do wykonania całego makijażu. Ciepłe, otulające kolory, które pasują do każdego typu urody. Uwaga na pigment, jest fenomenalny! 











Wisienka na torcie, czyli paletka, którą szczególnie sobie umiłowałam, to połączenie brudnego różu, intensywnej śliwki oraz wyrafinowanego odcienia mauve. Mam zielone oczy, więc to trio idealnie mi pasuje i nie zawaham się go użyć w najbliższym czasie :)











Cienie foliowe, mają lekko mokra konsystencję, dzięki czemu najlepiej  nakładać je palcami, wtedy kolor jest najbardziej intensywny. Minusem może być fakt, że cienie się osypują, ale wybaczam im to w zupełności, taki pigment ma swoje prawa :) 










Ponadto w kolekcji, znalazły się dwa pojedyncze cienie z serii Matte i tutaj również ogromna niespodzianka, po pierwsze kolorystyczna, po drugie pigmentacyjna. Matowa cegła i głęboka oberżyna. Mam nadzieję, że oba kolory na stałe wejdą do kolekcji.











Uznaję tę kolekcję za istną perełkę, wydaje mi się, że to kolekcje limitowana, więc jeżeli spodobały Wam się te kolory, koniecznie biegnijcie do Drogerii Natura. Uważam, że za tę cenę warto się na nie skusić. Która opcja spodobała Wam się najbardziej? Z użyciem której chciałybyście zobaczyć makijaż w moim wykonaniu? Dajcie znać w komentarzach. Buziaki




KAVAI PROFESSIONAL- Najlepsze pędzle za przystępną cenę

KAVAI PROFESSIONAL- Najlepsze pędzle za przystępną cenę


Dzisiaj nadszedł ten dzień, w którym zaprezentuję Wam moich ulubieńców z bliskiej odległości. Od kilku miesięcy, konsekwentnie w ulubieńcach miesiąca, pojawiały się pędzle Kavai. Ale nigdy szerzej o nich nie pisałam, dzisiaj po niemal trzech miesiącach używania, prania, suszenia jestem gotowa aby wydać werdykt :) Nadmienię tylko, że marka bardzo ewoluowała, pędzle sprzed kilku lat, nie mają nic wspólnego z jakością jaką otrzymujemy dzisiaj, a cena nadal jest bardzo konkurencyjna. Jesteście ciekawe, zapraszam dalej :) 








Pędzle KAVAI są dostępne na naszym rynku od kilku lat, wcześniej ich wygląd i wykonanie znacznie różniło się od wersji jaką otrzymujemy dzisiaj. Wcześniej trzonek, wykonany był z lekkiego tworzywa, a logo marki oraz numer były nadrukowane. Niestety numerki dość szybko ścierały się z powierzchni pędzla. Z czasem nie wiedziałam już który to pędzel... Dzisiaj pędzle mają nową odsłonę, trzonki są masywne, cięższe i drewniane, a logo i numerek są wyryte w trzonku. Pędzle prezentują się elegancko i profesjonalnie. Ogromnie podoba mi się progres tej marki. 










Marka w swoim asortymencie ma przekrój pędzli wszelakich i ciągle pojawiają się nowe modele. Ja posiadam pięć pędzli, które stanowią obecnie moją bazę. Na dzień dzisiejszy niczego więcej nie potrzebuję. Nie jestem wizażystką i moje umiejętności makijażowe nie są wygórowane, ale pędzli mam sporo i te naprawdę niewiele odstają od pędzli marki Zoeva czy Hakuro. Pędzle wykonane są z włosia naturalnego z domieszką syntetycznego, ale w ofercie, znajdziemy także pędzle całkowicie syntetyczne








Zacznę od prezentacji, pędzla typu jajeczko K21 ( Zoeva 101) Pędzel wykonany jest z włosia kozy z domieszką włosia syntetycznego. Jest bardzo miękki, delikatny i elastyczny, po umyciu nie traci włosów, ani swojego kształtu. Włosie nie wydziela nieprzyjemnych aromatów ;) Pędzel jest bardzo uniwersalny, używałam go do ocieplania twarzy bronzerem, do nakładania pudru matującego, jednak najbardziej lubię nim nakładać Metoryty Guerlain. Pędzel dobrze chwyta produkt i nakłada go cienką, równomierną mgiełka na całej twarzy. 







Pędzel ma bardzo miękkie i delikatne włosie, jest niewyczuwalny na twarzy, nie zbiera produktów nałożonych pod puder. Z łatwością mogę go doczyścić, nie łapie pigmentu, przez co cały czas prezentuje się jak nowy. Prałam go wielokrotnie i nic, absolutnie nic się z nim nie stało. Cena 49 zł 










Kolejny pędzel to K47, typowy ścięty pędzel, idealny do nakładania różu i bronzera. Podobnie jak poprzednik, pędzel jest z włosia kozy z domieszką włosia syntetycznego. Jest miękki i delikatny, nie nabiera jednorazowo zbyt dużo produkty, dzięki czemu nie zrobimy sobie krzywdy w postaci plam po różu, czy bronzerze. Włosie jest delikatne i sprężyste, cena pędzla to 28 zł 













Pędzel idealny do nakładania bronzera i pudru na środkową część twarzy, a także pudru sypkiego pod oczy to nr K18 (odpowiednik Zoeva 126) Jak w przypadku dwóch pozostałych pędzli, nie mam do niego żadnych zastrzeżeń, dobrze wyprofilowany, pozwala nałożyć optymalną ilość produktu. Włosie jest miękkie, delikatne i sprężyste. Pędzel nie gubi włosia podczas czyszczenia i dość szybko schnie. Cena to 31 zł 













Kolej na dwa syntetyczne pędzle, pierwszy z nich to K26 Pędzel idealnie sprawdził się w roli pędzla na nakładania pudru, zarówno tego sypkiego, jak i w kamieniu. Nabiera optymalną ilość produktu, zostawia cienką warstwę na twarzy i nie ściąga podkładu. Jest zbity, włosia jest dużo, przez co idealnie sprawdzał mi się także do minerałów. Włosia nie wypada, pozostaje miękkie i sprężyste. Ten pędzel, to ulubieniec wakacji, przejechał ze mną całą Polskę. To pędzel wielozadaniowy, na upartego może posłużyć do wykonania całego makijażu. CUDO!!! Jego cena to 28 zł 













Na koniec pędzel, który używałam do nakładania bronzera, oczywiście to jest bardzo umowne, ale w takim celu go zamówiłam. Kavai K48, to pędzel ścięty, wykonany z włosia syntetycznego. Włosie jest mało zbite, dzięki czemu możemy ładne rozetrzeć bronzer, nie pozostawiając wyraźnych linii i plam. Pędzel nadaje się także do nakładania rozświetlacza. Jest miękki i utrzymuje swój kształt. Cena 26 zł 













Jak możecie same zobaczyć, pędzle mają dość uniwersalne kształty i możliwości zastosowania. To lubię, ponieważ podczas podroży, zabieram tylko makijażowe minimum i z pędzlami Kavai, mogłabym wykonać cały makijaż twarzy tylko jednym z nich. Pędzle mają bardzo miękkie i delikatne włosie (szkoda, że nie możecie tego poczuć) Ponadto włosie nie wypada, nie robi się twarde i szorstkie, co może nas podrażniać. Pędzle, utrzymują swój kształt, nie używam do nich żadnych osłonek. Piorę, suszę i rano mam czyste, świeże i sprężyste pędzle, gotowe do użycia.  Włosie z łatwością się domywa i nie farbuje.Trzonki są solidne i mocne, napisy są wyryte, przez co nie ma możliwości, aby się starły (przynajmniej nie jest to takie proste) Pędzle, prezentują się bardzo elegancko i profesjonalnie.  Jestem nimi absolutnie oczarowana, wygodne, funkcjonalne, dobrze wyważone i ta cena. Czego można chcieć więcej? Myślę, że nawet wizażystki nie powstydziłyby się tych pędzli w swoich kufrach. Koniecznie spróbujcie, jak dla mnie to ulubieńcy roku. Jestem z nich bardzo zadowolona. Pochwały dla marki, że tak dopracowała i ulepszyła swój towar, dzięki temu pędzle naprawdę wiele zyskały. Znacie te pędzle, czy może dopiero się do nich przymierzacie? Dajcie znać w komentarzach? Buziaki 







Copyright © 2014 Do połowy pełna... , Blogger