Ulubiony zapach tego lata Giorgio Armani Si

Ulubiony zapach tego lata Giorgio Armani Si



O perfumach mogę opowiadać codziennie, niestety moja kolekcja nie jest jeszcze na tyle duża, ale marzę o tym, aby któregoś dnia mieć w domu tyle perfum, ile mam książek :) O perfumach mogę  rozmawiać i każdego dnia zakochiwać się od nowa w kolejnych nutach zapachowych. Jak to dobrze, że mam Was i tutaj mogę co jakiś czas, opisać dany zapach i jego historię. I choć dla większości dzisiejszy bohater, nie wywołuje dreszczy ekscytacji na plecach, dla mnie zapach Si Giorgio Armani, to zapach tego lata, które obfitowało w mnóstwo podróży i niesamowitych wydarzeń. Nie trudno się zatem domyślić, że Si to pierwszy i największy ulubieniec tego lata :) 








Wersja  SI EDT, którą posiadam jest tak naprawdę prezentem i wyborem mojego męża. Od dawna na liście miałam klasyczne Si, pełne majestatu, ciężkich i zmysłowych akordów. Jednakże moje Si, to subtelniejsza siostra, klasycznego zapachu. To kompozycja lżejsza, bardziej romantyczna, młodzieńcza i świeża. Nadal to zapach klasyczny, ale bardziej energetyczny. Dzięki temu, idealnie pasuje na upalny letni dzień.



Kategoria: kwiatowo-szyprowa.
Nuty zapachowe:

nuty głowy: czarna porzeczka, zielona gruszka, bergamotka, mandarynka, neroli,
nuty serca:frezja, róża majowa,
nuty bazy: paczuli, wanilia, drzewo bursztynowe, piżmo.








Flakon, jest identyczny jak w przypadku, wszystkich zapachów Si, bardzo minimalistyczny i klasyczny. Podoba mi się to, bo zapach sam w sobie jest tak bogaty, że więcej złotka i kryształków, zrobiłby tutaj więcej szkody niż pożytku. Klasyka, nie potrzebuje dodatkowych ozdobników, bo obroni się sama. 








Jakie jest SI... Zapach ten jest pełen wdzięku i ogromnego uroku, jest tak charakterystyczny, że wszędzie gdzie się pojawisz, roztaczasz swoją aurę i jesteś zapamiętany na dłużej. Zapach jest tak elegancki, że ubrana tylko w zapach, czuję, że mogę zdobywać świat i przenosić góry. Jest kobiecy, zmysłowy, jednocześnie pozostaje dziewczęcy i energiczny. Nie sprawi, że zacznie boleć nas głowa, a wszyscy z otoczenia zaczną uciekać. Zapach ten jest tak ciepły i otulający, że wręcz przyciągasz do siebie innych. Kiedy jesteś uśmiechnięty i zadowolony  z życia, ludzie do Ciebie lgną i takie właśnie jest Si... Rodzi radość, dodaje energii, sprawia, że uśmiechasz się do siebie w lustrze. A to przyciąga pozytywnych ludzi i dobre wibracje. 










Perfumy, utrzymują się na mojej skórze fantastycznie, bo wyczuwam je przez cały dzień, nie licząc tych chwil, kiedy wiatr rozwiewa mi włosy, a zapach wybucha na nowo swoją siłą. To jeden z tych zapachów, który scala się ze skórą, pozostaje na miejscu na długi czas. Nie jest to przelotny romans, lecz związek na całe życie. Perfumy odzwierciedlają nasz charakter, dobieramy go do siebie i kiedy już trafimy, będziemy zawsze tworzyć zgrany duet. 








Perfumy dostałam pod koniec maja i od tej pory, przejechały ze mną cały kraj, towarzyszyły mi podczas najpiękniejszych wydarzeń tych wakacji. Na zawsze będą już przywoływały wspomnienia, które zamknęłam w tym flakonie. Koncert Guns N Roses, Kazimierz nad Wisłą, czy spływ Dunajcem. Towarzyszył mi wszędzie, podczas chwil wielkich i wzruszających, jak i w codziennym życiu. Takie powinny być perfumy, uniwersalne, pasujące do wielkich chwil i wzruszeń, a także codzienności, która nas otacza. Perfumy są piękne, skrojone na wzór dostojnej siostry, zachowujące jednocześnie młodzieńczy uśmiech, są jak promienie słońca, zamknięte w butelce. Warto mieć je w swoim domu i zarażać wszystkich wkoło radością jaką ze sobą niosą. 





 BOTANIQE dwa kremy, dwie cery Testuję razem z mamą :)

BOTANIQE dwa kremy, dwie cery Testuję razem z mamą :)



Dzisiaj nietypowo, bo przedstawiam Wam dwa kremy, które testowałam razem z moją mamą. Ponieważ obie mamy skrajnie różne charaktery i typy urody, zatem i nasze cery i oczekiwania względem kosmetyków są całkiem inne. Marka Botaniqe, to produkty, które od niedawna, można zakupić w drogeriach Rossmann. Kiedy otrzymałam paczkę, z dwoma kremami, wiedziałam, że zrobimy ten test wspólnie. Mnie przypadła wersja czarna, czyli krem matujący dla cery mieszanej i tłustej, a mama dostała krem- żel rozświetlający dla cery normalnej i suchej. Jak sprawdziły się oba te kremy? Zapraszam na wpis 










Oba kremy, mają identyczne plastikowe, dość lekkie opakowanie. Pojemność standardowa czyli 50 ml/ 16,99 zł Wyróżniają się miedzy sobą kolorami. Szary- cera mieszana i tłusta, zielony- cera sucha i normalna. Oba kremy mają lekki, przyjemny zapach, dość świeży i lekko kwiatowy. 










Czarna perła, a tak naprawdę szara :) to moja opcja. Krem za zadanie ma nawilżać naszą skórę, jednocześnie niwelując nadmiar sebum, co w efekcie ma sprawiać że nasza skóra będzie matowa i pozbawiona niedoskonałości. 









Krem ma przyjemną, dość lekką  konsystencję, która szybko wchłania się w skórę. Cera jest dobrze nawilżona, ale w żaden sposób nie jest obciążona. Krem nie przyczynia się do powstawania nowych zmian, nie zapycha i nie uczula. Krem lekko matuje, ale nie powoduje uczucia ściągnięcia i niekomfortowego przesuszenia. 











Krem, stosowałam tylko rano, sprawdza się bardzo dobrze jako krem pod makijaż. Nie wpłynął negatywnie na wykonywany makijaż (używam różnych podkładów) Pomimo tego, że zawiera w składzie węgiel aktywny nie barwi twarzy, jak robił to krem z Bielendy. 









Krem wywarł na mnie dobre wrażenie, jest lekki, szybko się wchłania, wygładza skórę i daje mi optymalne nawilżenie, którego potrzebuję w ciągu dnia moja cera. Wieczorem, moja pielęgnacja jest bardziej złożona i wieloetapowe, dlatego ten krem, używałam tylko rano. Nie jest to produkt, który znacząco odmienił moją skórę, ale jest to naprawdę przyzwoity krem startowy. Nawilża, matuje, nie powoduje zapychania, jest lekki i daje uczucie i odświeżenia. Myślę, że u młodych osób, będzie idealnym pierwszym kremem.









Zielony krem, to opcja którą testowała moja mama, która ma cerę suchą i dojrzałą. Producent, zapewnia nas, że Biotaniqe, rozświetla skórę i dodaje jej energii. Dla posiadaczki takiej cery, to naprawdę kusząca propozycja 











Na plus zdecydowanie wysunął się zapach, który jest niezwykle subtelny, moja mama jest alergiczką, więc unika ciężkich i męczących zapachów w kosmetykach. Po drugie konsystencja, która jest ultra lekka i delikatna, Krem ma postać żelu, który wchłania się w skórę raz-dwa. Nie pozostawia uczucia lepkości, czy ściągnięcia cery. 










Krem, przyjemnie się aplikował, ale niestety mama musiała go dość sporo nałożyć, aby poczuć komfort nawilżenia. Krem jest zbyt lekki jak na potrzeby jej cery. Sugerowała, że osoby z bardzo przesuszoną i odwodnioną skórą, nie będą do końca zadowolone. Ten krem to bardziej opcja dla cery normalnej. Niemniej, krem spisywał się przyjemnie jako starter, czyli krem typowo pod makijaż. Skóra była miękka i delikatna, lekko rozświetlona, choć próżno tu szukać drobinek, bo krem ich w sobie nie zawiera. Na szcżęście :) 








Krem zawiera w sobie kwas hialuronowy oraz wyciąg z dzikiej róży, oba te składniki, bardzo dobrze radzą sobie w pielęgnacji cery. Nie jest to niestety krem, który wygładzi nasze zmarszczki, choć tego nam producent nie obiecuje. Mama uznała, że to przyjemny krem, idealny do porannej pielęgnacji. Krem nie uczulił, nie podrażnił, nie przyczynił się do wysypu, czy nadmiernego przesuszenia. Jest łagodny w działaniu i przyjemny w użytkowaniu.











Dwa kremy, dwie twarze, dwa typy cery... Każda znalazła coś dla siebie i każda wydała opinię. Na pewno zgadzam się z mamą w kwestii tego, że to świetne kremy startery. Niestety nie cofną czasu i nie wyprostują zmarszczek w czarodziejski sposób :) Natomiast przyjemnie przygotowują skórę na aktywny dzień. Kremy nie uczulają, nie zapychają, przyjemnie nawilżają i nadają się pod makijaż. Są lekkie, ładnie pachną, kosztują niewiele i są łatwo dostępne. Sądzę, że to fajne produkty, szczególnie dla osób młodych, lub mniej wymagających. Miałyście te produkty, znacie tę markę?! 












ShinyBox Sierpień 2017 The Beauty Jungle

ShinyBox Sierpień 2017 The Beauty Jungle



Nadeszła pora, aby rozpakować najnowsze sierpniowe pudełko ShinyBox. Jak wiecie, uwielbiam ten moment ekscytacji, co znajdę kiedy uchylę wieczko. Nigdy nie zaglądam na Wasze blogi wcześniej, nim sama nie otworzę swojego  pudełka. Chyba nie lubię psuć sobie niespodzianki. Ale chyba zgodzicie się ze mną, że jest coś fajnego w otwieraniu przesyłek, szczególnie tych z niespodzianką w środku. Jaki jest sierpniowy Shinybox? na pewno kolorowy, szata graficzna pudełka, bardzo mi się podoba no i nazwa też przyjemna, szczególnie dla mnie, bo kojarzy mi się z piosenką "Welcome to the Jungle" mojej ukochanej kapeli Guns'n Roses... Ale tyle skojarzeń, zapraszam na rozpakowywanie :) 







Jak każdy tego typu box, niesie za sobą ryzyko, że pudełko nie do końca spełni nasze oczekiwania. Nie inaczej jest tym razem, część produktów bardzo mnie ucieszyła, inne już nieco mniej... Jeden z pewnością mi się nie przyda. Ale wiadomo, to loteria, choć wolałabym bez takich niewypałków :)









W tym pudełko, znajdziemy także magazyn ShinyMag, który ma w sobie opis zawartości boxu i kilka mini artykułów, dodatkowo, znalazłam kupon zniżkowy na zakup produktów marki DONEGAL.










Zaczynam od marki Cztery Pory Roku Hypoalergiczny balsam do ciała z avocado i wodą termalną, przyznaję, że kusząco to brzmi, szata graficzna też mi się podoba ( chyba mocno się rozwinęli) Szkoda tylko, że nie lubię się balsamować :/ Ale nie mogę uznać, że to minus pudełka, skoro to akurat moje lenistwo :) Produkt pełnowymiarowy, cena 7,99 zł/250 ml







Kolejnym produktem jest Kremowa Emulsja Do Mycia marki AA, przyda się na pewno, dobrze, że nie trafiłam na drugi balsam, bo byłabym niepocieszona. Produkt pełnowymiarowy, cena 10,99 / 400 ml





Pora na najsłabszy w moim mniemaniu produkt w tym pudełku... Farba do włosów... w kolorze kasztanowym?! Hmmm, jak do tego podejść, skoro jestem blondynką i chcę nią pozostać?! Lubię markę Delia i szkoda, że trafiło akurat na farbę do włosów. Niestety nie skorzystam. Produkt pełnowymiarowy 9,50 za szt.









Metaliczny cień do powiek, marki Carroll, niby nic, a jednak fajnie. Cień ten, przypomina mi cienie-folie, ma piękny, nasycony kolor białego złota. Cieszę się, że na niego trafiłam, bo pasuje do moich makijaż i przy okazji zapoznam się z tym rodzajem cieni do powiek. Będzie malowanko ;) 







A jak malowanko, to pora na produkt niespodziankę, czyli pędzel marki Donegal, nie ukrywam, że skradł moje serce jak tylko go zobaczyłam. Przepiękne pastelowe ombre, czy może być coś lepszego?! Kształt pędzelka, jak najbardziej mi odpowiada, bo brakuje mi takich w mojej kolekcji. Pędzel mnie urzekł i na pewno skuszę się na inny model. Z tej okazji, mam również dla Was zniżkę na zakupy w sklepie Donegal :) 









Coś czego osobiście ni elubię w boxach, to wszelkiej maści próbki. Tutaj znajdziemy próbkę kremu MincerPharm, chusteczkę brązującą do ciała, marki Efektima, oraz domowe spa dla stóp od marki Shefoot... Dla mnie zawsze wypada to słabo niestety :( 







Na koniec, wisienka na torcie, czyli kolejny produkt hiszpańskiej marki Kueshi. Tym razem to emulsja do twarzy, która ma tak cudowne właściwości, że nie mogę się doczekać, kiedy jej użyję :) Znajdziemy w niej wyciąg ze śluzu ślimaka i  olejek różany. Krem ma pomóc niwelować blizny, oparzenia, przebarwienia skóry i drobne zmarszczki. Ostatnie dwa produkty tej marki to moje hity, więc nie mogę się już doczekać :) Cena tego produktu to 76zł / 50 ml 







Jako ambasadorka ShinyBox, otrzymałam również dodatkowy produkt, w postaci serum do skóry głowy marki Vis Plantis (uwielbiam) Albo to nowość, albo nie miałam jeszcze okazji jej widzieć, rzadko chodzę do drogerii :) Jestem ciekawa jak się sprawdzi :) 








To już cała zawartość, jestem zadowolona w połowie... Na pewno ukłony ze emulsję Kueshi, fajnie, że pojawił się cień w nieco innej odsłonie, balsam z avocado też brzmi ciekawie, no i oczywiście uroczy pędzelek. Miło, że dostałyśmy także zniżkę na zakupy w sklepie Donegal. Minusem, dużym jest oczywiście farba do włosów, podwojony balsam ( jeżeli ktoś trafił) i te próbki, już ma ich dość. A jakie są Wasze odczucia, względem tego pudełka?! Buziaki 


JOICO BLONDE LIFE  NOWE ŻYCIE DLA WŁOSÓW BLOND

JOICO BLONDE LIFE NOWE ŻYCIE DLA WŁOSÓW BLOND



Blondynki nie mają łatwo w kwestii dbania o swoje włosy. Musimy szczególnie mocno je pielęgnować, dbać o ich kondycje, nieustannie nawilżać i regenerować, a dodatkowo pilnować koloru. Najlepiej czuje się w chłodnym blondzie, nawet tym platynowym, ale kiedy tylko pojawiają się żółte tony, mam ochotę natychmiast coś z tym zrobić. Do tej pory, moim pomocnikiem, był fioletowy szampon. Ale od kiedy poznałam Blond Life od Joico, wszystko inne wsunęłam w głąb łazienkowej szafki. 












Blond Life, to produkty stworzone specjalnie dla włosów jasnych, zawierają w sobie całe mnóstwo składników odżywczych i nawilżających. Produkty Joico, wyróżniają się zawartością argininy, która zapewnia elastyczność naszym włosom. W składzie, znajdziemy także olejek Monoi i Tamanu, które odżywiają i nawilżają nasze włosy. Dodatkowo technologia Bio-Advanced Peptide Complex® niweluje zniszczenia, uzupełnia ubytki, wzmacnia włosy i naprawia powstałe uszkodzeniaZawierają w sobie  także naturalny detoksykator, który niweluje żółty odcień włosów.












Produkty, mają przepiękne opakowania, nawiązujące kolorystycznie do swojej roli. Zarówno szampon jak i maska, mają bardzo przyjemne i otulające zapachy. Produkty można dostać w dwóch pojemnościach, ich ceny są niestety dość wysokie, najlepiej szukać ich na stronie miastowlosow.pl gdzie mamy pewność oryginalności tych produktów. 










Szampon ma dość gęstą konsystencję przez co jest bardzo wydajny, wystarczy odrobina produktu, aby pokryć całe włosy. Produkt dobrze się pieni, ale nie ma problemu z wypłukaniem go. Włosy po umyciu są bardzo mocno i dogłębnie oczyszczone. Stają się nieco sztywne i wskazane jest nałożenie odżywki lub maski. Szampon za zadanie ma silnie oczyszczać i ściągać niepożądany kolor z naszych włosów.










Maseczka, za zadanie ma dogłębne nawilżenie i odżywienie naszych włosów. Jest odpowiedzialna za zmiękczenie włosów i neutralizacji mikroelementów i chloru, które z kolei przyczyniają się do powstawania żółtych tonów. Maseczka ma bogatą konsystencję, ale nadal jest to bardzo wydajny produkt. Po nałożeniu maseczka trzyma się włosów, nie ścieka i nie brudzi wszystkiego wkoło. Trzymam ją około 15 minut i to wystarczy, aby poczuć i zobaczyć różnicę w kondycji i wyglądzie moich włosów.












Joico Blond LIfe, wskakuje na szczyt listy moich ulubionych produktów do pielęgnacji włosów blond. Przede wszystkim, produkty te silnie odbudowują i nawilżają i regenerują włosy. Po zastosowaniu tego duetu, włosy stają się miękkie sprężyste i błyszczące. Kolor jest znacznie ochłodzony, pełne zdrowego blasku. Uwielbiam ten efekt, który wydobywa moje popielate pasemka <3 Ponadto włosy nabierają zdrowej objętości i choć ja na jej brak nie narzekam, zauważyłam, że włosy są mocno uniesione u nasady i mają naprawdę sporą objętość. Włosy są puszyste i mięsiste, to powinno ucieszyć dziewczęta o włosach cienkich i pozbawionych objętości. Jeżeli macie włosy rude, jasno brązowe i chcecie nieco ochłodzić kolor, niwelując żółte tony, ten produkt sprawdzi się także u Was. Natomiast blondynki, które marzą o platynowych refleksach we włosach, a nie pasmach koloru słońca w pełni, pokochają Blond Life, tak mocno jak ja. Ręczę za jakoś Joico, bo każdy produkt jaki przyszło mi używać, stał się wielkim ulubieńcem :) 







TAG- 11 pytań kosmetycznych

TAG- 11 pytań kosmetycznych



Wakacje, urlopy, słońce i beztroska! Zatem i na blogu odrobina rozrywki. Znalazłam w sieci, bardzo przyjemny Tag "11 pytań kosmetycznych". Ogromnie mi się spodobało, że pytań jest akurat 11, bo dlaczego zawsze ma być to okrągła liczba?! Żyjmy po swojemu i odpuśćmy czasami sztywne reguły. Są wakacje, więc czas na oddech. Zatem dzisiaj zabawnie i inaczej. Zapraszam :) 











1. JEDEN KOSMETYK, KTÓRY ZABRAŁABYŚ NA BEZLUDNĄ WYSPĘ?

JEŻELI TO BEZLUDNA WYSPA NIE MUSZĘ SIĘ MALOWAĆ, WIĘC Z GŁOWY MAM CAŁY TEN KOLORÓWKOWY MISZ-MASZ. a SKORO MUSZĘ WYTRZYMAĆ SAMA ZE SOBĄ, ZABRAŁABYM ŻEL POD PRYSZNIC :) 





2. KOSMETYK MOJEGO ŻYCIA TO?  

MAM KILKA PEREŁEK I HITÓW, WCIĄŻ ODKRYWAM NOWE, ALE JEDEN JEDYNY TO PERFUMY ALIEN, JEDYNE, PONADCZASOWE, IDEALNE...






3.ZABIEG KOSMETYCZNY NA KTÓRY NIGDY SIĘ NIE ZGODZĘ?

 UWIELBIAM ZABIEGI PIELĘGNACYJNE, SĄ WSPANIAŁYM UZUPEŁNIENIEM, A MOŻE PODSTAWĄ PIELĘGNACJI. ALE NIGDY NIE PRZEKROCZYŁABYM PEWNYCH BARIER. NA PEWNO ODPADA LIFTING TWARZY, CZY BOTOKS!





4. ILE CZASU ZAJMUJE CI CODZIENNY MAKIJAŻ?

 JAKO BLOGERKA, POWINNAM POWIEDZIEĆ, ŻE BARDZO SIĘ DO TEGO PRZYKŁADAM. NIESTETY PRAWDA JEST ZUPEŁNIE INNA. MÓJ MAKIJAŻ ZAJMUJE MI MAX 15 MIN KIEDY MAM CZAS I MOGĘ SIĘ POBAWIĆ. JEDNAKŻE NAJCZĘŚCIEJ POŚWIĘCAM NA TO 5 MINUTEK 












5.ZAPACHU JAKIEGO KOSMETYKU NIE MOŻESZ ZNIEŚĆ?
 TO Z PEWNOŚCIĄ ZAPACH OLEJU TAMANU, COŚ NA KSZTAŁT "MAGGIE" ALBO ROSOŁU BLAHH. NIEMNIEJ JEGO WŁAŚCIWOŚCI SĄ REWELACYJNE




6.GRZECH KOSMETYCZNY, KTÓRY ZDARZYŁO CI SIĘ POPEŁNIĆ?

 POPEŁNIAM GO CODZIENNIE! NIENAWIDZĘ SIĘ BALSAMOWAĆ, NIE SPRAWIA MI TO ŻADNEJ FRAJDY, LATEM ZA GORĄCO, ZIMĄ ZBYT CHŁODNO. JEŻELI COŚ NAŁOŻĘ (DWA RAZY DO ROKU) TO ZAZWYCZAJ OLIWKĘ. RAZ A DOBRZE :) 





7.CZY ZMUSIŁABYŚ SWOJEGO MĘŻCZYZNĘ DO UŻYWANIA CZEGOŚ WIĘCEJ NIŻ WODY I MYDŁA?

 HIHIH, DOBRE PYTANIE, NIE MAM PROBLEMU, BO MÓJ MĄŻ SAM SIĘGA PO WIĘCEJ NIŻ KĄPIEL :)  ALE NIGDY NIE ZMUSZAŁABYM MOJEGO MĘŻCZYZNY DO CZEGOŚ WIĘCEJ, NIŻ SAM UWAŻA ZA STOSOWNE. MĘŻCZYZNA, MA POZOSTAĆ MĘŻCZYZNĄ CO ZA DUŻO TO NIE ZDROWO :)  





8.JAKIEGO KOSMETYKU NIE UŻYWASZ Z LENISTWA?

 MOJA NIECHĘĆ DO BALSAMÓW, ZAPEWNE WYNIKA Z LENISTWA, CZĘSTO ZAPOMINAM TAKŻEO KREMIE DO PIELĘGNACJI STÓP





9.KOSMETYK, KTÓRY KUPUJESZ NAJCZESCIEJ?
 U MNIE ZDECYDOWANIE SĄ TO PODKŁADY, UWIELBIAM JE TESTOWAĆ, PRÓBOWAĆ I ODKRYWAĆ SWOJE PEREŁKI. ALE RÓWNIE WAŻNE SĄ DLA MNIE PERFUMY, NIE POTRAFIĘ ICH SOBIE ODMÓWIĆ




10. ULUBIONY ZABIEG KOSMETYCZNY (GABINETOWY)?

UWIELBIAM PROFESJONALNE ZABIEGI KOSMETYCZNE, MAJĄ ZNACZĄCY WPŁYW NA KONDYCJĘ I WYGLĄD NASZEJ CERY/SKÓRY. BARDZO LUBIĘ OXYBRAZJĘ, ALE NIE POGARDZĘ TAKŻE PEELINGIEM KAWITACYJNYM. PONADTO FALE RADIOWE I NAJNOWSZA MIŁOŚĆ INFUZJA TLENOWA :) 




11.JAKI JEST TWÓJ NAJTAŃSZY KOSMETYK I NAJDROŻSZY KOSMETYK W TWOJEJ KOSMETYCZCE? 


NA CHWILĘ OBECNĄ, NAJTAŃSZYM PRODUKTEM JEST MAŚĆ Z WITAMINĄ A, NATOMIAST NAJDROŻSZE SĄ PERFUMY I OSTATNI NABYTEK PODKŁAD GIORGIO ARMANI. WIĘCEJ GRZECHÓW, NIE CHCĘ PAMIĘTAĆ :P






Mój sposób na świeży letni makijaż

Mój sposób na świeży letni makijaż



Dzisiaj, słów kilka o makijażu i choć nie jestem żadną ekspertką w tym temacie, chciałabym Wam zdradzić mój sposób na świeży, letni makijaż, gdzie świetlista cera gra pierwsze skrzypce. Oczywiście nadal zazdroszczę koleżankom, którą robią sobie piękne, barwne makijaże, potrafią doklejać sztuczne rzęsy i robić na powiekach małe dzieła sztuki. Ja niestety nie mam takich umiejętności, poza tym moja klasyczna natura, zawsze bierze górę. I kiedy już mi się wydaje, że dam radę obsypać się brokatem i zrobić różową kreskę... Ponoszę klęskę, bo moja natura jednak wygrywa :) Niemniej malować się lubię i robię to z wielką przyjemnością. A efekt rozświetlonej, zdrowej cery to coś, co zawsze się obroni i wygląda dobrze. I na to właśnie stawiam 










Moja złota zasada, żeby makijaż mógł się prezentować dobrze i świeżo, warto zadbać o swoją cerę. Wieloetapowy demakijaż, systematyczne złuszczanie przy pomocy peelingów i masek. odpowiednie nawilżenie i ochrona przeciwsłoneczna. To są dla mnie najważniejsze kwestie. I tak naprawdę tutaj jest początek makijażu w moim odczuciu oczywiście. Możemy się także pobawić w odpowiednią dietę i ilości wypitej wody. Ale ja akurat mam swoje jedzeniowe grzeszki, więc nie będę Wam nic na siłę wmawiać :) 










Zaraz po pielęgnacji, kwestia odpowiedniego podkładu. Jestem osobą, którą ma naprawdę sporą kolekcję podkładów różnego typu i już wiem, na co stawiać, aby zachować naturalny i zdrowy wygląd. Przede wszystkim, latem unikam ciężkich, matujących i zastygających podkładów. Z reguły ich nie lubię, choć czasami sytuacja wymaga, aby właśnie takiego kosmetyku użyć. Choć zdarza mi się to naprawdę sporadycznie. I pomimo tego, że mam  mieszaną cerę, stawiam latem na podkłady lekkie i rozświetlające. Bardzo cenię sobie także produkty mineralne, na upały są niezastąpione i nie wymagają przypudrowania. W kwestii podkładów mam kilka hitów i niebawem opiszę Wam najnowszy z nich :) 










Kolejna moja zasada, mniej znaczy więcej!!! Jeżeli już nakładam podkład, to w bardzo małej ilości! Nie chcę obciążać skóry, chcę tylko lekko wyrównać jej koloryt. Nakładam cienką warstwę podkłądu, wklepują ją palcami, Beauty Blenderam, lub rozcieram pędzlem. W tej roli najlepiej sprawdza mi się pędzel GlamBrush T13. Podkład jest nałożony, ale w taki sposób, że  piegi i faktura skóry jest nadal widoczna spod mojego makijażu. I taki właśnie efekt lubię najbardziej. Naturalnie i delikatnie. Unikam także baz pod makijaż, nie chcę tak katować mojej cery i tak już nie ma lekko, w upalny dzień. Sam podkład to już i tak sporo.









Puder, to istotna sprawa dla posiadaczek cer mieszanych i tłustych, niemniej latem używam go minimalną ilość. I może brzmi to dziwnie, ale w moim odczuciu gruba warstwa pudru, sprawia, że podkład prezentuje się gorzej. Zaczyna się ciastkować i ważyć. Cienka warstwa pudru, wklepana puszkiem w zupełności mi wystarczy. Najczęściej jest to puder Rimmela, lub Meteoryty Guerlain. Nawet, kiedy podkład, zaczyna się w ciągu dnia lekko świecić, wystarczy odcisnąć nadmiar sebum bibułką i dopiero wtedy lekko przypudrować skórę. Unikam, nakładania kilku warstw na siebie, to nigdy nie wygląda dobrze. 









Bronzer, rozświetlacz, róż i piękniejsza jesteś już. Bez tych produktów, makijaż jest niepełny, a twarz wygląda płasko, dodatkowo moja twarz jest tak jasna, że muszę dodać sobie odrobinę koloru. I tutaj także podkreślam odrobinę. Ciemne plamy i mocne linie po konturowaniu, latem wyglądają po prostu źle. Podobnie jest z kolorem zbyt pomarańczowy bronzer, nie sprawi, że będziemy wyglądać lepiej, wręcz przeciwnie. Twarz będzie wyglądała sztucznie i starzej. Moje bronzery i pudry do konturowania, są zachowane w chłodnej tonacji, nakładam ich minimalną ilość, w razie potrzeby dokładam. Kolejny raz sprawdza mi się metoda im mniej, tym lepiej. Zbyt mocna plama po bronzerze, to prawdziwy koszmar, ileż to trzeba się napracować, żeby ładnie porozcierać nie ściągając przy tym warstw podkłądu. Lepiej budować kolor, dodając go stopniowo.











Rożwietlacz i róż... Jeżeli używam matowego różu, pozwalam sobie na odrobinę rozświetlacza. Jeżeli róż już ma w sobie drobinki, nie dokładam więcej blasku. Skóra w ciągu dnia i tak zacznie się lekko świecić, zatem taki podwójny glow to dla mnie już za dużo. Twarz będzie wyglądała na tłustą, a wszelkie mankamenty cery, wyjdą na światło dzienne.










Na koniec usta, zazwyczaj zostawiam je naturalne, pociągnięte tylko pomadką ochroną lub jasnym błyszczykiem. Jeżeli decyduję się na kolor, stawiam na zgaszone róże i nudziaki. Ciemne usta, latem wyglądają zbyt smutno i mogą odebrać nam tę lekkość, na której nam zależy. Podobnie sprawa wygląda z brwiami. I choć moje brwi to jakaś pomyłka, są jasne i rzadkie, nie staram się ich na siłę dorysowywać. To wygląda nienaturalnie i ciężko. Moje brwi traktuję kredką lub cieniem do powiek, dobranym do kolorów włosów. Uważam, żeby brwi nie były zbyt ciemne, bo wszystko to mocno obciąży nasz letni makijaż, który z założenia ma być lekki i świeży :) 










Garstka moich makijażowych nawyków, same oczywistości, ale niestety na ulicach nadal obserwuję młode dziewczęta, które niszczą swoją cerę makijażami prosto z Instagrama... Wszystko jest dla ludzi, ale umiar jest ważny. U mnie im mniej tym lepiej i tego będę się trzymać. A jakie są Wasze sposoby na letni, lekki makijaż? 





IOSSI Naturalne serum rozświeltające

IOSSI Naturalne serum rozświeltające



Kto mnie czyta od dawna, zapewne wie, że ja i sera do twarzy to romans idealny. A jeżeli dodatkowo ów serum ma za zadanie rozświetlić moją cerę, to jestem absolutnie kupiona. I tak oto jestem typowym konsumentem i nakręcam gospodarkę no cóż nikt nie jest idealny ;) Na całe szczęście dla mojego portfela, serum o którym chcę Wam dzisiaj wspomnieć, dostałam w prezencie od mojej koleżanki Kasi (też blogerki :) Wiadomo, że nic nie ucieszy bardziej, drugiej kobiety (nie tylko blogerki) jak nowy kosmetyk do testowania. I tak oto, dzięki Kasi, stałam się szczęśliwą posiadaczką serum rozświetlającego marki IOSSI. Kiedy je zobaczyłam, aż zapiszczałam z radości, bo o tej marce słyszałam wiele i były to bardzo pochlebne opinie.











Marka IOSSI wykorzystuje naturalne składniki pochodzące z certyfikowanych upraw organicznych. Dzięki czemu ich kosmetyki są bezpieczne i  całkowicie naturalne. Uwielbiam naturalne kosmetyki i choć ostatnio od nich odeszłam, to serum przypomniało mi dlaczego kiedyś tak bardzo je lubiłam :) 




W skład serum rozświetlającego wchodzą: olej jojoba*, olej z dzikiej róży*, nagietek* i kocanka* w oleju z pestek winogron, olej z zarodków pszenicy, olej z ogórecznika*, olej z wiesiołka*, skwalan, macerat marchwi w oleju słonecznikowym, olej rokitnikowy, witamina E, witamina C, olejki eteryczne (geranium, cyprys, palmaroza, drzewo sandałowe, szałwia lekarska, rumianek
)








Bogactwo drogocennych olejków, w jednej małej buteleczce. Moja wersja to 10 ml (44 zł) , ale zakup 30 ml ( 89 zł) serum wychodzi ekonomiczniej. Można także na własną rękę skomponować podobną mieszankę, choć jak dla mnie za dużo z tym zabawy, żeby trafić w odpowiednie proporcje. Na plus jak zawsze w przypadku tego typu produktów, jest opakowanie, buteleczka z ciemnego szkła w aptekarskim stylu z wygodną pipetką. Mamy higienicznie i ekonomicznie, bo tylko pipetka pozwala mi na całkowitą kontrolę wydobywanych kosmetyków :) Skromna szata graficzna w przypadku tego produktu, całkowicie mi tutaj pasuje. Zapach olejku jest niezwykle przyjemny, to za sprawą geranium, który dodaje charakteru całej kompozycji. 










Serum na postać lekkiego olejku, o żółtym zabarwieniu. Początkowo serum barwi naszą skórę. Dobrze,że serum stosuję tylko na noc :) Na mojej mieszanej skórze wchłania się dość wolno, ale dzięki temu mam pielęgnacyjny rytuał ;)  Olejek nie zapycha, nie powoduje podrażnienia, czy wysypu nieprzyjaciół. Zauważyłam, że wręcz leczy stany zapalne  Jest przyjazny naszej cerze i to bardzo....









Przejdźmy do działania tego małego cudeńka.... Jak już wiecie serum, rozświetlenie i Witamina C to moja mała obsesja. Skoro mam produkt, który łączy w sobie wszystkie te elementy wiedziałam, że jesteśmy w domu. Powiem wprost, serum działa błyskawicznie, już po pierwszym użyciu rano nie mogłam napatrzeć się na siebie w lustrze. Cera była niezwykle odżywiona i promienna. Po tygodniu zauważyłam wyrównanie kolorytu, cera była bardzo rozświetlona i wygładzona. Zauważyłam, że serum pomaga zwalczać stany zapalne, które ostatnio pojawiają się na mojej skórze. Od kiedy go używam moja skóra jest w bardzo dobrej kondycji. Serum delikatnie niweluje przebarwienia, zauważyłam, że moje piegi stały się troszeczkę mniej widoczne. Bardzo polubiłam ten produkt, działa jak lekarstwo.Natychmiastowo poprawia wygląd i kondycje skóry. Od pierwszego użycia widać i czuć różnicę ( oj tak... ta witamina C :) Podoba mi się skład i działanie, troszeczkę cena mi przeszkadza, ale skoro produkt tak świetnie się sprawdza, można zainwestować w jego zakup. Kasiu, dziękuję raz jeszcze :* i proszę o więcej takich perełek ;) 





Copyright © 2014 Do połowy pełna... , Blogger