ShinyBox Party Time

ShinyBox Party Time



Hejka Kochane,
dzisiaj otwieramy kolejne pudełko ShinyBox. Styczniowa edycja, to karnawałowe szaleństwo! Jak się bawić to na całego :) Ja niestety nigdzie się nie wybieram, ale w pudełku, znalazłam kilka bardzo przydatnych produktów, które z pewnością umilą mi czas karnawału i nie tylko :) 










Z ogromną niecierpliwości wyczekuję nowych pudełeczek, staram się nie zgadywać i nie podpatrywać u innych zawartości. Lubię mieć niespodziankę i ten wspaniały moment, rozrywania paczki, po całym męczącym dniu w pracy :) Też tak macie? :) 










Styczniowe, karnawałowe pudełko, mieści w sobie naprawdę sporo fajnych i przydatnych na ten czas produktów :) Choć nie tylko i to cieszy mnie jeszcze bardziej :) 









Zacznę od zestawu sztucznych rzęs, które są ultra lekkie, delikatne i wyglądają bardzo naturalnie. Sztuczne rzęsy miałam na sobie tylko raz w życiu i nie byłam zadowolona z tego jak wyglądają. Mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej. Przyznaję, że czuję się skuszona, ponieważ rzęsy wyglądają pięknie. Dodatkowo w pudełko, znalazłam także klej do rzęs, więc mamy cały zestaw :) 








Od marki Joko, dostajemy bazę rozświetlającą, dla mnie super, ponieważ uwielbiam zdrowo wyglądającą i rozświetloną skórę .










Od marki Bell, dostaniemy barwiony żel do stylizacji brwi. Kolor szary jak najbardziej trafiony, bo lubię podkreślać brwi, chłodnymi barwami :)









Kolejno, cień do powiek w kredce, jestem bardzo zadowolona z koloru jaki mi się trafił. To złoty brąz, który nie jest ani zbyt krzykliwy, ani zbyt szampański <3










Mini pasta do zębów, marki Blanx, lubię takie małe produkty, ponieważ świetnie sprawdzają się podczas naszych wyjazdów :) 









Mini masełko do ciała, tutaj ogromna radość, bo nie jestem fanką smarowideł do ciała i taka pojemność, to i tak za dużo hhihi 








Zimowy krem do twarzy, marki Farmona, trafił do mojego męża, sprawdzi się teraz idealnie!








Odżywka do włosów w spray marki Gliss Kur. Lubie te mgiełki i cieszę się, że znalazłam ją w pudełko, ponieważ wykończyłam już wszystkie zapasy w tej dziedzinie jakie miałam :) Nie wierzę w ich super magiczną moc, ale pomagają rozczesać moje włosy,a to już dla mnie plus.









Na koniec coś, co Biszkopcik lubi najbardziej, czyli pielęgnacja. Mamy tutaj krem pod oczy marki L'orient, czyli idealnie! Nie mogę się doczekać, kiedy się do niego dobiorę :) 











Pudełko, pełne niespodzianek i bardzo przydatnych produktów. Ogromnie mi się podoba i z przyjemnością je dzisiaj zaprezentowałam :) Wszystko się przyda i mam nadzieję sprawdzi. Wielkie dzięki, że nie trafiłam na masło/balsam do ciała albo kolejny żel pod prysznic :) Mam nadzieję, że każde kolejne pudełko będzie coraz ciekawsze i będzie zawierało mnóstwo fajnych i przydatnych produktów. Jeżeli skusiło Was to pudełko, to możecie je zamówić TUTAJ
Wiosno przybywaj!!!! Makijaż na pokrzepienie

Wiosno przybywaj!!!! Makijaż na pokrzepienie


Kochane, dzisiaj przychodzę do Was z rozświetlającym makijażem, którym pragnę przywołać wiosnę! Mam totalnie dość zimy, szarości i chłodu. Rano ciemno, kiedy wracam ciemno. Szafa pełna szarości, a makijaż codziennie brązowy... Dzisiaj postawiłam na wiosenny makijaż, który doda troszkę życia złowrogiej zimowej aurze. Rozświetlona cera, różowe usta i podwójna kreska z fioletowym akcentem. Byle do wiosny, mam nadzieję, że już  wkrótce...










U mnie nie ma żadnego polotu jeżeli chodzi o makijaż, ale ostatnio używam dwóch rozświetlających produktów, które skradły moje serce. Niebawem na pewno Wam o nich napisze. Dzisiaj mogę zdradzić, że to podkład i puder. Ponadto, "rozświetlająca" pielęgnacja, w której jestem po prostu zakochana, jeżeli macie ochotę, zrobię o tym osobny wpis :) 











Uwielbiam kreski, ale to żadna tajemnica, dzisiaj postawiłam na dodatkową kreseczkę w kolorze fioletowym. Zrobiłam podwójną jaskółkę :) Ma ustach matowa pomadka w płynie marki Bell z letniej kolekcji, chyba Maroko :) 


















Proszę nie patrzeć na krzywizny i nierówności, ciemno było, zmarszczki falują pędzelek :) 










Nic wielkiego, ale jednak coś. Odrobina koloru, który nie jest brązem, sprawia, że czuję się lepiej, a moja cera wygląda bardziej świetliście. Nie mogę doczekać się wiosny, kiedy to każdy poranek dodaje nam skrzydeł. A Wy jak czujecie się w kwestii makijażu, szalejecie, każdego dnia, czy tak jak ja sięgacie po 10 sprawdzonych produktów każdego poranka? Buziakiiii 
GALENIC OPHYCEE | KOREKTOR BŁYSKAWICZNIE WYGŁADZAJĄCY ZMARSZCZKI

GALENIC OPHYCEE | KOREKTOR BŁYSKAWICZNIE WYGŁADZAJĄCY ZMARSZCZKI


Zacznę od tego, że kocham błękit!  Lubię nosić ubrania w tym kolorze i lubię otaczać się błękitem. Napawa mnie spokojem i wprawia w dobry nastrój. Zatem nic dziwnego, że sięgnęłam po korektor marki Galenic, który ma błękitne zabarwienie ;) Warto podkreślić, że nazwa korektor, może być dla niektórych myląca. GALENIC Ophycee, to nic innego jak krem tonujący do twarzy. Niemniej działanie ma tak magiczne i kamuflujące, że chyba rozumiem, dlaczego ma taką nazwę.












Opakowanie to funkcjonalna tubka, z pompką dzięki czemu aplikujemy optymalną ilość produktu (a tego wystarczy niewiele) Ponadto jest to bardzo higieniczna opcja aplikacji. Biały kartonik  opisem działania i przeznaczeniem. Wszystko jest bardzo przyjemne dla oka :) Pojemność korektora, to 40 ml. Produkty marki Galenic, możecie kupić w aptece w cenie ok 125 zł 


















Korektor, ma przepiękny zapach lekko kwiatowy, lekko pudrowy, kojarzy mi się z zapachem słynnych kuleczek ;) Uwielbiam go używać, sam zapach już wprawia mnie w dobry nastrój, a to dopiero początek...











Korektor Zapewnia natychmiastowe wygładzenie dzięki unikatowym mikrokapsułkom kamuflującym pokrytym podwójną warstwą polimerów i minerałów, które uwalniają składniki aktywne dopiero w kontakcie ze skórą. Maskują i wygładzają wszystkie niedoskonałości: zmarszczki, widoczne pory, przebarwienia. Produkt zawiera też pudry soft focus tj. suche składniki maskujące, które absorbują sebum, wygładzają skórę i odbijają światło, by natychmiast ukryć niedoskonałości oraz estry zmiękczające skórę, które wygładzają i umożliwiają uzyskanie efektu jedwabistej i matowej skóry.











Błękitne zabarwienie korektora, zmienia się w kontakcie ze skóra, dopasowując się do naszej karnacji. Twarz nigdy nie jest niebieska, ani bledsza. Produkt jest niewidoczny i niewyczuwalny. Po prostu udoskonala naszą skórę sprawiają, że ta prezentuje się idealnie i to przez długi dzień. Produkt możemy nosić solo, albo odrobię nałożony pod podkład. Ja stosuję go pod makijaż i jestem bardzo zadowolona z efektów. Po pierwsze korektor nie ma wpływu na to jaki podkład nakładamy (nawet minerały) Po drugie nie wyświeca nam skóry, a wręcz podtrzymuje trwałość makijażu. 










Produkt daje nam coś więcej, niż tylko coś na wzór bazy pod makijaż Ten korektor, naprawdę robi magię... Kiedy źle się czuje, źle spalam, cera jest kapryśna w te dni. Wtedy wystarczy odrobina tego korektora i cała twarz się zmienia. Skóra jest natychmiastowo wygładzona, rozpromieniona ( nie mylić z błyszczeniem ) Strefa T jest zmatowiona, pory są zminimalizowane, przebarwienia i piegi mniej widoczne. Korektor, to taka dobra wróżka, która pomaga nam rano poczuć się pewnie i komfortowo we własnej skórze. Dodaje zdrowia i blasku naszej cerze. 












Produkt nie zapycha, nie uczula, mogą stosować go osoby starsze i młodsze, nawet te z mocnym trądzikiem, bliznami i przebarwieniami. Produkt sam w sobie jest bardzo wydajny, wystarczy odrobina, aby pokryć całą twarz. Na plus mamy tutaj także działanie przeciwzmarszczkowe, dzięki wyciągowi z niebieskich alg. Jak dla mnie produkt minionego roku. Hit, który każdy powinien mieć w kosmetyczce., Na dobry i gorszy dzień, bo zasługujemy na odrobinę przyjemności










Kobo matte lip satin non transfer liquid lipstic - matowo-satynowa pomadka do ust w płynie.

Kobo matte lip satin non transfer liquid lipstic - matowo-satynowa pomadka do ust w płynie.


Dzisiaj znowu będę Was mocno kusić kolorówka, a wszystko to za sprawą marki KOBO, która wprowadziła ostatnio do swojego asortymentu tyle fantastycznych produktów, że muszę Wam je wszystkie zaprezentować. Dzisiaj na tapecie nowe matowo- satynowe pomadki do ust, które ostatnio zagościły w szafach Kobo w drogeriach Natura. Podkreślone usta, to atrybut kobiecości, więc wiem, że nie jedna z Was będzie zainteresowana tą tematyką :) 












 Pomadki, zapakowane są w klasyczną tubkę z miękkim gąbeczkowym aplikatorem, który nabiera optymalną ilość produktu. Aby idealnie pokryć całe usta, potrzebuję 1,5 porcji ;) Wicie co mam na myśli. Nabieram raz, maluję i potem dobieram delikatnie kolejną porcje i uzupełniam tam gdzie widzę potrzebę :) 











Ciesze się, że widać jaki kolor znajduje się w opakowaniu, to pomaga szybko sięgnąć po odcień, który nas interesuje, bez potrzeby szukania i denerwowania się, gdzie ja mam ten kolor... Na pewno to znacie :)












W ofercie, znajdziemy 6 odcieni, muszę przyznać, że oczarowały mnie one od pierwszej chwili, szczególnie jasne nudziaki, lekko brudne i chłodne :) Uwielbiam takie kolory, które na moich ustach, prezentują się bardzo dobrze. Oczywiście, nie mogę przejść obojętnie obok fuksji, którą jako blondynka uwielbiam pod każdą postacią ;) 













Pomadki, mają bardzo przyjemną konsystencje, są dość lekkie i rzadkie, przez co nie mam żadnego problemu z ładnym wyrysowaniem ust, z precyzją przy konturach i wewnętrznych kącikach. Nakładam cienką warstwę, którą po chwili uzupełniam, aby pokryć usta w całości, jednolitym kolorem. Pomadki, zastygają na ustach i są prawie nie do zdarcia... Prawie, bo po ok 5 godzinach, widać, że lekko się zjadły. Niemniej kolorek ładnie się ściera, nie tworzy nieestetycznych, białych placków na wargach. 












Pomadki zastygają na mat, ale nie jest to płaski i głęboki mat, tutaj mamy do czynienia z lekką satyną, co sprawia, że pomadka bardzo dobrze prezentuje się na ustach i staje się bardziej codzienna i uniwersalna. Osobiście uważam, że do pracy mocno wyrysowane i mocno matowe usta nie zawsze pasują. Tutaj mamy efekt matowej satyny, co mnie osobiście bardzo odpowiada. Pomadki lekko wysuszają usta, ale z tym musimy się liczyć, zawsze kiedy sięgamy po produkt zastygający i długotrwały. Pomadki są bezzapachowe, są łatwo dostępne i kosztują 14 zł. Uważam, że to hit, polubiłam je od pierwszego użycia i sięgam po nie z ogromną przyjemnością. Mój ulubienie to brudny nudziak w numerze 504. Ale jestem pewna, że każda z nas znajdzie swój idealny odcień :) 







Clarins Instant Light Lip Comfort Oil- regeneracja i odżywienie naszych ust

Clarins Instant Light Lip Comfort Oil- regeneracja i odżywienie naszych ust


Zimno, mroźno i wietrznie.... Zima swe uroki ma! Niestety w przypadku spierzchniętych, suchych i obolałych warg. wszelkie zimowe uroki przestają cieszyć. Suche powietrze i centralne ogrzewanie, wcale nam nie pomagają, bo wysuszają nas jeszcze bardziej. Co robić i czego użyć, żeby uratować nasze spierzchnięte wargi? Dzisiaj przedstawię Wam produkt, który sprawdza się idealnie jako kuracja dla ukojenia suchych, wymrożonych i podrażnionych warg. To magiczny olejek, marki Clarins, który mieszka w mojej kosmetyczce już po raz drugi i ciągle świetnie się sprawdza! 















Zacznę od opakowania, jak zawsze w przypadku marki Clarins, mamy do czynienia z bardzo eleganckim i kobiecym połączeniem czerwieni i złota... Kosmetyki marki Clarins, znajdziecie np: w sklepie Iperfumy Samo opakowanie olejku/błyszczyku jest niezwykle urocze, ale także praktyczne, ponieważ jest naprawdę niewielkie i z łatwością wszędzie się zmieści. Kosmetyczka, kieszeń kurtki, schowek w samochodzie, czy organizer na biurku w pracy. Wszędzie się mieści bez problemu. Przy okazji to dość masywny plastik, z bardzo wygodnym, dużym aplikatorem. Dzięki niemu, wystarczy jedna doza olejku, aby pokryć całe usta.














Aplikator gąbeczka, nieco pękaty i dość spory. Przez co aplikacja jest łatwa, szybka i przyjemna. Poza tym, aplikator nabiera optymalną ilość produktu, nie za dużo i nie za mało, przez co oszczędzamy produkt. Pojemność olejku to 7 ml. Olejek, możecie zakupić Olejek Clarins w cenie 73 zł.











Zapach.... w przypadku mojej wersji, czyli nr 2 RASPBERRY wszystko jest jasne. To zapach dzieciństwa, syropu malinowego i gumy mamba. Niezwykle przyjemny, słodki i cukierkowy. Dla mnie wręcz idealny i zawsze poprawia mi humor.













Konsystencja, jest to coś na wzór olejku, jednakże bardziej gęstego i przylegającego do ust. Może to dość gęsty błyszczyk, który jest jednocześnie olejkiem... Trudno mi to jednoznacznie opisać. Produkt trzyma się ust niczym błyszczyk, ale zachowuje się zupełnie inaczej. Od razu czujemy ulgę, lekkość i nawilżenie, jakie niesie ze sobą aplikacja tego produktu.










Na ustach produkt wygląda jak błyszczyk, moja wersja dodaje moich ustom lekkiego kolorku, to znaczy sprawia, że moje usta mają swój własny lepszy kolor. Ładnie błyszczą, wyglądają zdrowo. 






PODSUMOWANIE:
Olejek spełnia swoje zadanie, daje natychmiastowe uczucie ulgi spierzchniętym i suchym ustom, Nawilżenie jest długotrwałe i nie znika, wraz ze zniknięciem produktu. Powierzchnia ust jest wygładzona, zmarszczki, pęknięcia mniej widoczne. Stosowałam olejek, nawet podczas choroby i gorączki i bardzo mi pomógł.Olejek nie spływa z ust, nie skleja ich także. Jest lekki i praktycznie niewyczuwalny w użytkowaniu. Spokojnie możecie sięgać po niego w czasie pracy, bez obawy, że narobicie sobie tłustej plamy na pół brody. Co często zdarza się w przypadku maści ochronnych :) 

Olejek daje prawdziwe uczucie ulgi i ukojenie i sprawia, że usta wracają do dobrej kondycji, ponadto apetycznie się prezentują.Uwielbiam go za opakowanie, aplikator i zapach, wszystko jest spójne, eleganckie i skuteczne. Kosmetyki Clarins sprawdzają mi się dobrze i szczerze polecam Wam wypróbować. Może na początek warto, zacząć od tego olejku? Mój trik to nałożenie odrobiny na bardzo matowe i wysuszające pomadki, dzięki temu moje usta wyglądają i czuja się lepiej. A ja dodatkowo jestem spokojna, że coś je pielęgnuje :) Myślę, że zakochacie się w tym maluszku, od pierwszego użycia i tego Wam życzę :) Zachwytu nad małymi rzeczami i ogromu miłości... Buziakiiii 








Kolorowe pigmenty od marki KOBO

Kolorowe pigmenty od marki KOBO


Dzisiaj zaprezentuję Wam kolekcję nowych kolorowych pigmentów do powiek, marki KOBO. Osobiście rzadko sięgam po tego typu cienie, ale pomyślałam, że warto je Wam pokazać, ze względu na karnawał i okres studniówkowy. Wszak, kiedy jak nie teraz możemy zaszaleć z makijażem :) 








Opakowanie, to małe, okrągłe słoiczki. Dość solidne w wykonaniu i bardzo przyjemne wizualnie.








W nowej kolekcji, znalazły się cztery kolory. Trzy z nich utrzymane są w bardziej stonowanych kolorach, coś na zasadzie efektu syrenki, jaką nosimy na paznokciach. Jeden z nich to szalona pomarańczka, która szczerze powiedziawszy mnie zupełnie nie pasuje ;) 









Poszczególne kolory, prezentują się w następujący sposób. Niestety nie do końca mój aparat uchwycił to jak pięknie się one mienią....









Moje serce skradł pigment o przepięknym efekcie prawdziwego ogona syrenki :) Nazwa to GOLDEN SKY i jest to połączenie złota z kolorem błękitnym, miętowym/pistacjowym i bielą. Coś przepięknego, idealnego na lato do opalonej skóry. 









Pozostałe kolory utrzymane są w tonacji różu ze złotem, oraz pomarańczu ze złotem. Są równie piękne, ale już mniej wyszukane jak dla mnie... Jak możecie zobaczyć na zdjęciach, mają one także nieco większe brokatowe drobinki.






Osobiście uważam, że taki pigment, nałożony na dobrą bazę może stworzyć niesamowity i oryginalny efekt. Sama zaczekam do lata, zwiewnych sukienek i pokuszę się o miętowy makijaż, który wydaje mi się idealny na porę letnią. Szkoda, że nie wybieram się na żadną imprezę karnawałową, bo może zaszalałabym już nieco wcześniej :)  Co sądzicie o tym pigmentach, macie ochotę się skusić? Marka KOBO dostępna jest w drogeriach Natura, warto ją odwiedzić i śledzić nowości, bo tych ostatnio nie brakuje :) Buzkaiii 
Wyjątkowe pomadki KOBO Professional Matte Lips

Wyjątkowe pomadki KOBO Professional Matte Lips


Hej Kochane,
dzisiaj przychodzę do Was, z bardzo kolorowym i przyjemnym postem, mianowicie przynoszę garść pomadkowych nowości od marki KOBO Professional. Świat oszalał na puncie matowych pomadek i marka wyszła na przeciw naszym oczekiwaniom, tworząc pomadkę matową, ale jednocześnie przyjemnie nawilżającą, sprawiającą podczas noszenia uczucia przyjemnej satyny. Kolory, natomiast są tak  piękne, że ja oniemiałam, kiedy je zobaczyłam. Zapraszam na przegląd :) 













Co pierwsze rzuca się w oczy, to oczywiście prześliczne, bardzo eleganckie złote opakowanie. Dość ciężkie i masywne, ale największym plusem jest to, że opakowanie ma wbudowane magnesiki, dzięki czemu pomadka zawsze jest zamknięta i robi to sama :) Ależ to ułatwienie każdego poranka ;)  










Nowa matowa kolekcja, zawiera pięć unikatowych kolorów, cztery stonowane nudziaki i jedna w odcieniu mocnego różu, który osobiście uwielbiam :) 





Pomadki, nakłada się bardzo łatwo, szybko i przyjemnie. Wystarczy jedno pociągnięcie, aby pokryć usta równomierną taflą koloru. Na ustach jest prawie niewyczuwalna, nie robi nam uczucia "ciężkości". Nie podkreśla jakoś wybitnie mocno załamań i suchości, choć przyznaję, że ostatnio moje wargi są dość mocno spierzchnięte. 











Kolory są bajeczne, dla mnie wprost wymarzone i stworzone, jakby z myślą o mnie :) Nudziaki, z dużą domieszką brudnego różu, to coś co świetnie sprawdzi się na co dzień, zarówno do pracy, jak i na uczelnię ;) A na wieczór, piękna, nasycona fuksja :) 









Piękny, klasyczny nudziak, w dość neutralne tonacji, Pasuje do każdego typu urody, niezastąpiony przy moim codziennym makijażu do pracy <3  to nr 417 ROSE DESERT









Nieco "żywszy" bardziej koralowy odcień który pięknie budzi całą twarz, to 416 WAKE OF FAME









Bardzo elegancki odcień, ciemniejszego różu, który nada się zarówno na dzień, jak i na wieczór, to 415 YOUR FREEDOM









Szalenie modny w tym sezonie, zimny, ziemisty odcień beżo-brązu, który do mnie pasuje tylko wtedy, kiedy mam bardziej wyrazisty makijaż. Ale ja jestem baldziszkiem. U brunetek o cieplej tonacji, będzie wyglądał pięknie to 414 SMOKED WOOD 










I coś, co ożywi każdy makijaż, doda nam szyku i elegancki, na randce, szalonej imprezie, lub zawsze wtedy, kiedy mamy na to ochotę. Ja osobiście uwielbiam takie odcienie. Dobrze współgrają z jasną cerą i jasnymi włosami :) To mój pewniak i kropka na i 413 BURNED RUBY












Pomadki, utrzymują się dość długo, kiedy nie jem i nie piję, nawet do 5 godzin. Nie ścierają się w nieestetyczny sposób, raczej stopniowo znikają z naszych ust. Noszą je, nie muszę nerwowo zerkać w lusterko, czy nadal są na swoim miejscu. Pomadki, dobrze trzymają się ust, nie migrują poza kontury. Zastygają, ale nie tworzą matu skorupki, która sprawa, że nasze usta wyglądają jak rodzynka :) Z ręki, trudno było mi je zmyć, są odporne na pocałunki :) Sprawdzą się zatem świetnie na randki :) Szminki mają delikatny, przyjemny zapach i nie posiadają żadnego smaku. Ja jestem zachwycona, pomadki łatwo dostępne, pięknie zapakowane, trwałe i wreszcie w kolorach, po które możemy sięgać każdego dnia :) Brawo Kobo i proszę o więcej :) 






Copyright © 2014 Do połowy pełna... , Blogger