Lirene Lab Therapy miodowa maska do masażu twarzy - profesjonalny zabieg w Twoim domowym zaciszu

Lirene Lab Therapy miodowa maska do masażu twarzy - profesjonalny zabieg w Twoim domowym zaciszu




Dzisiaj chciałam opowiedzieć Wam o miodowej masce do masażu twarzy marki Lirene, która pojawiła się w nowej serii kosmetyków Lab Therapy. Dzięki zawartości składników aktywnych, a także dzięki unikatowej technologii przenikania (Transdermalq w głębokie warstwy skóry) produkty te są porównywalne do zabiegów jakie możemy wykonać w salonie kosmetycznym. A wszystko to, możemy mieć w zaciszu swojego domu, brzmi kusząco prawda? Produkty te mają być odpowiedzią na cztery najważniejsze potrzeby naszej skóry: rewitalizację, odżywienie, nawilżenie, oraz działanie przeciwstarzeniowe. 















Maseczka zapakowana jest w szklany, masywny słoiczek i na pierwszy rzut oka, przypomina krem pielęgnacyjny. Jest to tylko powierzchowne, ponieważ, kiedy uchylimy wieczko, naszym oczom ukazuje się produkt o wyglądzie i konsystencji miodu. I generalnie maska, zachowuje się w podobny sposób jak miód. Bardzo dobrze rozprowadza się ją na twarzy, produkt dosłownie sunie po naszej skórze. Maska ma gęstą konsystencję i trzyma się naszej skóry, dosłownie ją obklejając. Nie martwcie się nie jest to w żaden sposób uciążliwe, wręcz przeciwnie. Skóra jest otulona miodowym woalem, doznania zapachowe także zasługują na pochwałę. Maseczka bardzo dobrze zmywa się z naszej twarzy nie stanowi to żadnego problemu nie musimy pocierać, czy naciągać skóry














Siłą tej maseczki jest szereg składników aktywnych które znajdziemy w jej składzie (kwasów, witamin, minerałów oraz składników olejowych) 





ekstrakt z miodu - działa łagodząco i zmiękczająco

kwas cytrynowy - ma działanie antyoksydacyjne i rozświetlające, zapobiega starzeniu się skóry

kompleks Linoleique Exlusive - odżywia głębokie warstwy skóry, regeneruje zwiotczałą skórę, dzięki czemu odzyskuje ona sprężystość i zdrowy koloryt.















Cały sekret tkwi w masażu twarzy, który jest niezwykle przyjemny i skuteczny, oczywiście musimy pamiętać żeby robię to  systematycznie. Maseczkę, nakładamy na oczyszczoną i suchą skórę i masujemy przez 3 minuty. Wedle wskazówek jakie otrzymujemy na opakowaniu. Maseczka, rozluźnia mięśnie twarzy, co jest niezwykle relaksujące i myślę, że po całym dniu jest wspaniałą nagrodą. Kiedy masujemy skórę, maseczka zaczyna wytwarzać przyjemne ciepło, które jest jak kompres, zdejmuje z twarzy cały dzień i pozwala jej się naprawdę odstresować. Po zmyciu (które jest bardzo proste) nie odczuwam żadnego dyskomfortu, skóra nie jest podrażniona, czy zaczerwieniona jest natomiast bardzo głęboko nawilżona i znacznie odżywiona, rozpulchniona i zmiękczona czyli doskonale przygotowana do podjęcia dalszych kroków pielęgnacyjnych.

















Przy regularnym stosowaniu (2 razy w tygodniu) zauważyłam, znaczną poprawę w wyglądzie mojej skóry. Przede wszystkim skóra jest nawilżona, wygładzona i lekko rozświetlona. Wygląda na wypoczęta i zdrową. Miodowo-olejowy kompres jest wspaniałym zabiegiem relaksacyjnym, który szybko stał się moim małym uzależnieniem. W zasadzie czekam na moment, aby móc wykonać ten krok w mojej wieczornej pielęgnacji. 













Maska jest bezpieczna, nie podrażnia, nie powoduje zapychania, czy podrażnienia. Warto także wspomnieć, że dzięki swojej bardzo oryginalnej konsystencji jest również bardzo wydajna. Wystarczy nałożyć cienką warstwę, która w zupełności wystarczy do przeprowadzenia masażu. W zasadzie po raz pierwszy, spotkałam się z taką maską, która pozwala poczuć się w domowym zaciszu jak w gabinecie kosmetycznym. Składniki aktywne, zapach, konsystencja i masaż wszystko to składa się na pełen sukces Lab Therapy.












Jestem bardzo ciekawa, czy znacie już produkty z serii Lab Therapy, a może znacie przepis na miodową maskę DIY 
Orient Time Ava Laboratorium - pielęgnacja w azjatyckim stylu

Orient Time Ava Laboratorium - pielęgnacja w azjatyckim stylu



Azjatycka pielęgnacja wciąż nas zaskakuje i pociąga, nic dziwnego, że czerpiemy z nich coraz więcej, Polskie marki, także inspirują się azjatyckim rytuałem piękna i tworzą swoje kosmetyki w oparciu o składniki aktywne oraz formuły, prosto z dalekiego wschodu. Uważam, że to świetna inicjatywa, ponieważ ten rytuał dbania o urodę jest niezwykle skuteczny, ale także przyjemny. Marka AVA, gości w moim domu od dawna, dlatego nie mogłam oprzeć się pokusie, wypróbowania kolejnych produktów, które wyszły spod jej ramienia. Jesteście ciekawe azjatyckiej pielęgnacji w polskim wydaniu? 















Oczywiście to co rzuca się od razu w oczy, to przepiękna szata graficzna serii Orient Time, muszę przyznać, że było mi bardzo miło, codziennie sięgać po tak pięknie zapakowany kosmetyk. Ale jak wiadomo, nie szata czyni człowieka, a opakowanie kosmetyk. Niemniej, ładne pudełeczko, zawsze cieszy nasze oko ;) Co do samej serii, składa się ona z czterech produktów, z czego trzy przetestowałam na własnej skórze. 
















Podstawą kosmetyków Orient Time jest odmładzające, przeciwzmarszczkowe i nawilżające działanie:


Rosa multiflora: redukuje zmarszczki, przyspiesza regenerację, zwęża pory, poprawia jędrność i elastyczność
Centella asiatica, zwana też trawą tygrysią: intensyfikuje produkcję kolagenu, liftinguje, pobudza mikrokrążenie, dotlenia i odżywia skórę.

















Orient Time Napinająco-przeciwzmarszczkowy krem na dzieńkrem ten ma dość lekką, białą konsystencję, która tylko z  pozoru wydaje się  lekka, ponieważ tak naprawdę krem ma dosyć bogatą i treściwą konsystencję. Dzięki zawartość olejów w składzie, pozostawia na skórze lekko wyczuwalną poświatę. Co przy mojej mieszanej cerze, nie do końca się sprawdziło, Krem lekko wyświecał się w okolicy czoła i nosa, przez co podkład nie do końca dobrze utrzymywał się na skórze. Szybko, znalazłam na to sposób i zaczęłam używać kremu na noc. W tej roli sprawdził się bardzo dobrze. silnie nawilżał, odżywiał i regenerował moją skórę. Pomimo bogatej formulacji, krem mnie nie zapchał, co uważam za duży sukces. Przy mieszanej cerze, nie jest to takie oczywiste. Przy regularnym używaniu, zauważyłam, że skóra jest bardzo dobrze nawilżona, jest miękka i gładka, nie pojawiają się niespodzianki, a ponadto skóra nabrała zdrowego blasku. 







Składniki: Aqua, Helianthus Annuus Seed Oil, Glyceryl Stearate, Glycerin, Glycine Soja Oil, Isopropyl Myristate, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Dimethicone, Rosa Multiflora Fruit Extract, Centella Asiatica Leaf Extract, Zinc PCA, Sodium PCA, Oryza Sativa Bran Oil, Tocopheryl Acetate, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Ceteareth-12, Cetyl Palmitate, Xanthan Gum, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Triethanolamine, Polysorbate 60, Butylene Glycol, Sorbitan Isostearate, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Linalool, Geraniol. 
















Kolejnymi produktami z serii, które przyszło mi używać, były dwa sera do twarzy, Kto czyta mnie od dawna, ten zapewne wie, że serum to zdecydowanie mój ulubiony kosmetyk <3 Orient Time, oferuje nam aż dwa sera. 













Oba produkty, można stosować zarówno rano jak i wieczorem, ale ja szybko dokonałam mojej własnej subiektywnej selekcji i podział wyglądał następująco białe serum, czyli wariant odmładzający, stosowałam na noc, natomiast wersja różowa, czyli wygładzająca, gościła na mojej twarzy rano. 




Odmładzające serum do twarzy, ma postać lekkiego mleczka, które z łatwością rozprowadza się na skórze, nie pozostawiając żadnego nieprzyjemnego filmu. Nie klei się, nie obciąża skóry, a także nie powoduje jej nadmiernego błyszczenia. Produkt, bardzo przyjemnie nawilża skórę, sprawia, że jest miękka i jędrna. Skóra, dosłownie spijała to serum, niczym życiodajną wodę, a konsystencja mleczka potęgowała przyjemne odczucia. Rano buzia, wyglądała na wypoczętą i zrelaksowaną. Serum, takżę nie przyczyniło się do powstawania nieprzyjaciół.






Składniki: Aqua, Glycerin, Persea Gratissima Oil, Isopropyl Myristate, Argania Spinosa Kernel Oil, Dimethicone, Glyceryl Stearate, Cetearyl Alcohol, Tocopheryl Acetate, Rosa Multiflora Fruit Extract, Centella Asiatica Leaf Extract, Olus Oil, Hydroxyethyl Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Ceteareth-20, Ceteareth-12, Xanthan Gum, Cetyl Palmitate, Polysorbate 60, Butylene Glycol, Sorbitan Isostearate, Tocopherol, Citric Acid, Disodium EDTA, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Linalool, Geraniol














Wygładzające serum do twarzy, przeznaczyłam do porannej pielęgnacji, jako uzupełnienie wieczornego rytuału, który bardzo dobrze się u mnie zgrał. Serum wygładzające, jak sama nazwa wskazuje, ma za zadanie uelastycznić, wygładzić oraz napiąć naszą skórę. Dodatkowo serum redukuje przebarwienia oraz zwęża pory. Tak przygotowana skóra prezentuje się nienagannie, a każdy makijaż wygląda dużo lepiej. Serum ma żelową konsystencję, dzięki czemu szybko się nakłada i wchłania w skórę, praktycznie do matu w kilka chwil. Dzięki temu, od razu można przejść do wykonywania makijażu. Serum, nie pozostawia na skórze żadnego niepożądanego filmu. Skóra jest nawilżona, wygładzona i znacznie ujędrniona. Moja mama, również używała tego produktu i była nim szczerze oczarowana. Czyli nadaje się zarówno co cery mieszanej 30+ jak i dla cery dojrzalej i suchej. 
















Podsumowując, AVA Orient Time, to bardzo przyjemne produkty, które wykazują pozytywne działania na skórę. Mają piękne opakowania i bardzo relaksujący owocowo-kwiatowy zapach, który umila ich użytkowanie. Rytuał Avy, jest nieco inny niż ten azjatycki, ale uważam, że warto sprawdzić te produkty na własnej skórze. Bardzo dobrze nawilżają, wygładzają i napinają skórę, oczywiście nie cofną czasu i nie wyprostują naszych zmarszczek, ale bardzo zadbają o naszą skórę,  a Ty będziesz miała poczucie, że robisz coś dobrego dla siebie samej. Uważam, że w przypadku Avy, mamy też bardzo dobry stosunek ceny do jakości cena to ok 22 zł za serum/33 za krem Wydajność produktów jest także bardzo wysoka. 







A Ty znasz kosmetyki marki AVA? Używasz w swojej pielęgnacji azjatyckich kosmetyków ? 
IL SALONE MILANO, włoskie smakołyki dla naszych włosów

IL SALONE MILANO, włoskie smakołyki dla naszych włosów



Włosy są wizytówką i ozdobą każdej kobiety nic dziwnego, że  już od starożytności, dbano o kondycję włosów w najróżniejszy sposób. Czasy się zmieniły, skalniki oraz produkty także. Jedno jest niezmienne chęć posiadania zdrowych i pięknych włosów. Dzisiaj opowiem Wam o  kosmetykach IL Salone Milano, które zostały odkryte w ubiegłym stuleciu we włoskich salonach fryzjerskich. Produkty te okazały się tak dobre, że w bardzo krótkim czasie podbiły salony fryzjerskie na całym świecie. Jak sprawdził się w mojej pielęgnacji włosów, czy faktycznie są takie dobre? 
















Pierwsze co zasługuje na pochwałę to szata graficzna tych kosmetyków, są dosyć minimalistyczne, serię różnią się między sobą kolorem napisów. To pomocne, zwłaszcza wtedy, kiedy mieszamy produkty w swojej pielęgnacji. Fajną opcją są także dwie pojemności maski do włosów (tuba 250 ml/słoik 500 ml ) Co łączy oba te produkty, to wspaniały zapach. Jest to zapach delikatny i słodki, lekko mleczny , miodowy, bardzo otulający. Włosy przed długi czas jeszcze pachną tymi produktami. 
















Zacznę od szamponu, który ma postać perłowego mleczka, wystarczy niewielka ilość, aby dobrze spienić produkt i rozprowadzić na całej długości włosów. Jest to dosyć bogata formulacja i dlatego, przy włosach cienkich, proponowałabym rozcieńczyć go z wodą, żeby uniknąć obciążenia i szybszego przetłuszczenia włosów. U mnie nic złego się nie działo, dobrze oczyszcza włosy, radzi sobie nawet z ciężkimi olejami. Nie plącze włosów i ładnie unosi je u nasady. Ten szampon stosowałam raz w tygodniu, jako produkt do mocniejszego oczyszczenia włosów. W pozostałe dni, stosuję lekki szampon o naturalnym składzie. Sam szampon nie robi mi krzywdy, ale nie wierzę że jest w stanie zregenerować włosy. Owszem, może je w odpowiedni sposób oczyścić i przygotować na kolejne pielęgnacyjne kroki. I tutaj do akcji wchodzi maska...























Maska do włosów to w moim przypadku, bardzo istotny element pielęgnacyjnej układanki. Niestety niełatwo znaleźć produkt, który odpowiednio nawilży, zregeneruje i wzmocni nasze włosy, szczególnie jeśli te są kapryśne i wymagające. Moje włosy są średnioporowate, potrzebują dociążenia, aby się nie puszyły. Idealne są dla mnie ciężkie maski na bazie olejów. Jak sprawdziło się Il Salone Milano? Muszę powiedzieć, że całkiem przyjemnie, w składzie znajduje się olej z migdałów, a ten moje włosy bardzo lubią, ponadto keratyna, która wygładza i nieco dyscyplinuje moje włosy. 















Maska, ma postać białego mleczka o dość gęstej konsystencji, ale nie bardzo zbitej. Z łatwością rozprowadza się na włosach i nie spływa z nich. Z reguły nakładam maskę od połowy długości włosów, nakładam foliowy czepek oraz ręcznik , w celu uzyskania okluzji. Maskę, trzymam na włosach zazwyczaj ok 15 minut, ale jeśli dysponuję większą ilością wolnego czasu, wydłużam ten czas. Maska, z łatwością się wypłukuje z włosów, już pod palcami, wyczuwam, że włosy są silnie wygładzone i nie plączą się. Po wysuszeniu, włosy są miękkie i błyszczące, w moim przypadku całkiem nieźle dociążone, dzięki czemu puszenie było ograniczone.













Podsumowując, jest to bardzo przyjemna seria, która w swoim działaniu przypomina produkty gabinetowe, ale ma znacznie przyjemniejszą cenę i dostępność. W tym okresie w którym testowałam te produkty, włosy były ładnie wygładzone, nawilżone, nawet końcówki były miękkie i sprężyste. Ładnie się układały i na długo pozostawały świeże, szampon nie przyspieszał przetłuszczania, nie pojawił się także łupież. Polubiłam się z tymi kosmetykami i chętnie poznam w przyszłości kolejne warianty. Maska zostanie ze mną na dłużej, bo na ten moment zapewnia moim włosom wszystko czego potrzebują. 





Znacie produkty IL SALONE MILANO?  jak wygląda Wasza pielęgnacji włosów, po jakie produkty sięgacie najczęściej? 


Maybelline, Master Fix , Setting + Perfecting Loose Powder

Maybelline, Master Fix , Setting + Perfecting Loose Powder






A teraz spójrzmy sobie prawdzie w oczy i powiedzcie to głośno, ile pudrów do twarzy skrywają Wasze toaletki? Ja na dzień dzisiejszy mam ich 5 i tak uważam, że to już lekka przesada ;) Niemniej, uważam, że puder jest bardzo istotnym elementem makijażu, który go scala i odpowiada za jego wygląd oraz trwałość. Skuszona pozytywnymi opiniami w ramach współpracy z drogerią Ezebra, wybrałam do przetestowania puder marki Mayballine Master Fix. Jak się sprawdził i czy faktycznie jest tak dobry jak mówią?! 












Transparentny puder, o bardzo drobno zmielonej formulacji,. Mogłabym powiedzieć, że jest nawet zbyt delikatny przez co bardzo się pyli. Może to być także wina sitka, które ma dość spore otwory i na wieczko wydostaje się zbyt duża ilość produktu. Puder jest ultradelikanty i muszę go sporo nałożyć, żeby zobaczyć gdzie go już nałożyłam. W pierwszej chwili nieco bieli skórę, ale jest to krótkotrwały efekt (na szczęście) Początkowo daje piękny efekt wygładzenia, pory są zmniejszone, a cała twarz jakby lekko rozmyta. 





















Puder całkiem przyjemnie matuje skórę, przynajmniej na początku takie mam odczucia i to widzę w lusterku. Niestety na mojej mieszanej cerze, ten efekt nie utrzymuje się zbyt długo. I o ile nie przeszkadza mi efekt błyszczącej skóry, ba! ja nawet się z tym lubię To jednak wolałabym, aby pojawiał się on później, niż po 3-4 godzinach od aplikacji. 













Stworzony dla cery suchej i normalnej tak bym go zakwalifikowała. Dzięki swojej ultralekkiej i delikatnej formule, pozostawia na skórze subtelną mgiełkę. Nie przesuszy skóry, nie podkreśl suchych partii. Lekko rozmyje rysy i lekko utrwali nałożony wcześniej podkład czy krem BB. Dla cer mieszanych i tłustych jest zbyt delikatny i niestety dość szybko traci swoje właściwości. Nie polecam go jednak stosować pod oczy, nie jest aż tak delikatny. Lekko przesuszył tę strefę i nie dawałam mu więcej szans. Ogólnie odzwyczaiłam się już od pudrowania korektora pod oczami. Ale to temat na inny wpis ;) 













Puder jest całkiem przyzwoity uważam, że to dobry stosunek ceny do jakości, oczywiście w drogeriach internetowych zawsze dostaniecie go nieco taniej i tam warto robić zakupy i zapasy ;) Plus za to, że nie zapycha skóry i pięknie współgra z podkładami oraz produktami kolorowymi (bronzer oraz róż/rozświetlacz) 













Jeżeli macie skórę suchą lub normalną, albo szukacie czegoś o lekkim wykończeniu to ten puder będzie dla Was objawieniem. Efekt wygładzonej, lekko rozmytej cery, która prezentuje się nienagannie. Niestety dla cer mieszanych i tłustych jest zbyt lekki, przez co po prostu nie do końca spełnia swoją rolę. Nie oznacza wcale, że to zły produkt. Uważam jedynie, że nie jest dla mnie. Nie pozostaje mi nic innego jak szukać dalej. 







Jaki jest Wasz ulubiony puder do twarzy? Co powinnam przetestować, czekam jak zawsze na Wasze komentarze i sugestie :) 



Black Friday z Iperfumy.pl

Black Friday z Iperfumy.pl



Uwielbiam wszelkiego typu promocje, wyprzedaże i okazję dzięki którym kupuję bez wyrzutów sumienia. Iperfumy dają nam ku temu kolejną okazję Black Friday, który trwa znacznie dłużej, dzięki czemu każdy ma okazję zdążyć z zakupami. Akcja trwać będzie od 19.11 - 25.11 Myślę, że to wspaniała wiadomość i dzięki temu możemy bez pośpiechu i stresu dokonać zakupów. Czarny piątek to święto promocji i szalonych zakupów, które przywędrowało do nas z Ameryki gdzie rabaty są zdecydowanie największe. W Polsce z roku na rok, oferty są coraz ciekawsze, a rabaty coraz wyższe, mam nadzieję  że z czasem będzie jeszcze lepiej i nam także udzieli się prawdziwa zakupowa gorączka. Mam przygotowaną listę produktów, które chciałabym zakupić z myślą o prezentach dla moich najbliższych. Do świąt coraz bliżej...




















Pierwsze co przyszło do głowy, to zestawy prezentowe z ulubionymi kosmetykami. Cechują się one pięknym opakowaniem i fajnymi miniaturami gratis. Takie zestawy są zawsze udanym i bezpiecznym prezentem. A dermokosmetyki ucieszą nawet najbardziej wymagającą kobietę. 
















 Dior Addict Lip Maximizer










Czarny piątek, to także doskonała okazja aby kupić wymarzony lub ulubiony produkt, który normalnie kosztuje nieco więcej. Osobiście polecam Wam podkład Estee Lauder Double Wear wersja Light. Pokochałam ten podkład, ma średnie krycie, daje satynowy efekt i utrzymuje się przez cały dzień. Moim małym marzeniem jest wypróbowanie błyszczyka marki Dior, o którym od lat słyszę same pozytywy. Może tym razem uda mi się spełnić tę zachciankę. 

















Genialnym pomysłem są kalendarze adwentowe, wypełnione kosmetykami, to taka dorosła wersja słynnych czekoladowych okienek, które każdy z nas zna z dzieciństwa. Od lat marzy mi się taki kosmetyczny kalendarz i może w tym roku uda mi się jakiś upolować.

















W okresie jesienno- zimowym nie może zabraknąć świec. Myślę, że to może stanowić także miły upominek dla siostry, czy przyjaciółki. Każdy ucieszy się z pachnącej świecy o tak pięknym opakowaniu, które będzie stanowiło także ozdobę. 










Rowenta Beauty Precious Curls










Na sam koniec zostawiam moją zachciankę, która tak naprawdę długo siedziała mi w głowię. Moje włosy są z natury proste jak drut do tego są ciężkie i absolutnie odporne na stylizację. Jednakże chęć posiadania fal jest tak duża, że mam ochotę zakupić lokówkę i zawalczyć o swoje fryzurowe marzenie. Poza tym ta lokówka, podoba mi się także wizualnie :) 






Czy Wy korzystacie z takich okazji? Czy planujecie kupić już pierwsze świąteczne prezenty? 

Nowości do makijażu prosto z Drogerii Natura

Nowości do makijażu prosto z Drogerii Natura



Nie było mnie kilka dni, ale ostatnio kiepsko się czułam i potrzebowałam odpoczynku. W między czasie dotarło do mnie kilka przesyłek i dzisiaj chciałam pokazać Wam zawartość jednej z nich. Kolejne nowości do makijażu jakie znajdziemy w Drogerii Natura. Jak już wiecie  z wcześniejszych wpisów, marki takie jak Sensique, czy Kobo nieustannie nas zaskakują, kolorami, formulacją, a także nadal przystępną ceną. Przyznam Wam szczerze, że z ogromną niecierpliwością wyczekuję kolejnych nowości tych marek. Same zobaczcie co nowego pojawiło się w ich ofercie.















Zacznę od paletek marki My Secret, które na pewno przyciągnęły Waszą uwagę. Jak zawsze paletki trafiają w panujące trendy. Mamy tutaj mieszankę cieni matowych, oraz błyszczących i to właśnie te brokatowe są moimi ulubionymi, jeśli chodzi o to paletki. Mają lekko mokre wykończenie i utrzymują się w nienaruszonym stanie przez cały dzień. 















Najpiękniejsza z całej trójki jest paletka w odcieniach butelkowej zieleni OCEAN STORM moja absolutna miłość <3

















Kolejna słodsza odsłona to SWEET'NSPICY  











Na koniec matowa paletka w odcieniach ziemi, która mnie nieco rozczarowała, jak widzicie pigmentacja jest najsłabsza i cienie nieco się kruszą PATH THROUGH THE DUNES













Kolejna nowość to tusz do rzęs marki My Secret, uwielbiam testować mascary i ta również doczeka się tego momentu. Póki co intryguje mnie nieco osobliwa szczoteczka mniemam, że zajmie mi chwilę zanim ją okiełznam.


























Korektory pod oczy, to produkty które testuję z ogromną pasją i przyjemnością, mam ich całkiem sporo w toaletce, ale zawsze kiedy pojawia się jakaś nowość, muszę sprawdzić, czy przypadkiem nie objawiła się nam jakaś perełka. 

















CREAMY  CAMOUFLAGE od marki Kobo, to korektor, mający za zadanie ukrycie niedoskonałości cery oraz zakrycie cieni pod oczami. Jest odporny na ścieranie i nie wysusza skóry. Testuję go od kilku dni i mogę stwierdzić, że nie wchodzi w załamania skóry, za co daję ogromny  plus. Myślę, że gama kolorystyczna jest dość neutralna i każdy znajdzie coś dla siebie.
















Korektor HIGH COVERAGE marki Sensique to długotrwały korektor kryjąco-matujący, utrzymuje się wiele godzin i pozostawia skórę idealnie gładką i matową. Próbowałam testować go także pod oczami i również nie przesuszył tej okolicy, nie pokreślił również załamań. Jednakże uważam, że na co dzień jest to zbyt mocny produkt. Brakuje mi także bardzo jasnego odcienia :/ 



























Jestem mocno zaintrygowana nowościami i mam ochotę codziennie po nie sięgać. Korektory dobrze rokują, a cienie kuszą swoją pigmentacją i pięknymi odcieniami. Jestem ciekawa co Wam najbardziej się spodobało i co Was zawsze najmocniej kusi, kiedy widzicie nowości danej marki? 












Copyright © 2014 Do połowy pełna... , Blogger