MAKEUP REVOLUTION Ultra Blush Palette PALETA RÓŻY Hot Spice!

MAKEUP REVOLUTION Ultra Blush Palette PALETA RÓŻY Hot Spice!



Dzisiaj na blogu kolorowe szaleństwo! Jestem ogromną fanką róży do policzków i zawsze w drogerii moje oko kieruję się w ich stronę, mogę żyć bez bronzera, czy pomadki, ale bez odrobiny koloru na licu... NIGDY!!! Róże, dodają nam zdrowa, blasku i cudownie ożywiają cerę. W okresie wakacyjnym, fantastycznie podkreślają opaleniznę. Nie mogło ich zatem zabraknąć w moim zamówieniu ze sklepu kosmetykomaniapl. Od dawna słuchałam pochwał na temat paletek marki Makeup Revolution, ale dopiero niedawno miałam okazję poznać je bliżej i dogłębnie przetestować. Jak się sprawdziły i czy je polecam? Przekonacie się w dalszej części posta :) 










Zacznę od opakowania. Paletka przychodzi do nas w czarnym kartoniku ze złotymi napisami, muszę przyznać, że to połączenie kolorów jest niezwykle eleganckie i zwraca na siebie uwagę. Z tyłu na opakowaniu, mamy wykaz kolorów, oraz informacje od producenta. Paltka mieści w sobie 13g produktu, można jej używać przez 12 miesięcy od otwarcia. Sama paletka, wykonana jest z grubego plastiku z nazwą marki i opisem produktu. To ułatwia sprawę, kiedy mamy w swojej toaletce kilka paletek i nie chcemy otwierać każdej po kolei, aby znaleźć właściwą. Paletka jest dość ciężka, masywna, czuć ją w ręku, a to uznaję za plus. Wewnątrz duże lusterko, do również dodatkowy atut.







Paletka, mieści w sobie 6 róży matowych, 1 błyszczący, oraz rozświetlacz







Ja zdecydowałam się na paletkę HOT SPICE, to dość neutralne kolory, zgaszone róże, brzoskwinie i lekki pomarańcz. Róże, bardzo neutralne, pasujące większości karnacji i na wiele okazji. Producent w swojej ofercie, posiada również inne zestawienie kolorystyczne.







Pigmentacja- jest fenomenalna, wystarczy lekko dotknąć produkt pędzlem, by cieszyć się mgiełką koloru. Róże, fantastycznie się nakładają i blendują, nie tworzą nieestetycznych plam, czyli efektu Matrioszki :) Może je ze sobą mieszać, lub dokładać je warstwa po warstwie, budując kolor. Produkt, utrzymuje się na moich policzkach cały dzień. nie ścierają się, nie tworzą placków i plam. Pod koniec dnia, po prostu znikaja z naszej twarzy.






Kolory paletki HOT SPICE! są piękne, od pierwszego zobaczenia zakochałam się w  nich i teraz stosuje je każdego dnia. Pasują do każdego makijażu, ponieważ są dość neutralne i naturalne. Pasowały do mnie, kiedy byłam blada i teraz, kiedy jestem lekko opalona. Kolor możemy budować, od bardzo naturalnego, po bardzo wyrazisty, wręcz festiwalowy :) 








Myślę, że słowa są zbędne, same zobaczcie te kolory :) 






W palecie, znajdują się także dwa róże/ rozświetlacze, które prezentują się prześlicznie, dają na skórze efekt pięknej tafli :) 









Jestem pod ogromnym wrażeniem tej paletki, kosztuje zaledwie 29,89 na stronie Kosmetykomania.pl, a jej jakość jest wręcz fenomenalna. Mam w swojej kolekcji różne róże i te naprawdę zasługują na wysokie miejsce w moim plebiscycie. Widzę nawet kolorystyczne podobieństwo do różu marki Chanel, może kiedyś zrobię dla Was takie zestawienie tanio vs drogo :) Ogromnie przyjemnie używa mi się tych róży, mają śliczne kolory, są wydajne, mocno napigmentowane, ładnie się rozcierają i nie tworzą plam. Nie zapychają, nie uczulają, a ta informacja przyda się alergikom! Jestem bardzo na tak! Paletka zajmuje mało miejsca, z łatwością można ją przewozić. Sądzę, że nada się dla początkujących, ale spokojnie mogłaby znaleźć swoje miejsce w kufrze wizażysty. Róże z powodzeniem, nakładam także na powieki i w tej roli, spisują się równie dobrze :) Serdecznie polecam,a  ja chyba skuszę się na drugi wariant kolorystyczny :) Buziakiiii










Dr Irena Eris SPA Resort Tahiti rozświetlający balsam do ciała! Wakacyjny niezbędnik!

Dr Irena Eris SPA Resort Tahiti rozświetlający balsam do ciała! Wakacyjny niezbędnik!




Lato, to pora roku kiedy my kobiety odkrywamy więcej ciała i bardzo dbamy o to, by nasza skóra wyglądała nienagannie. Opalenizna to atrybut lata, każda z nas chcę złapać choć odrobinę słońca w te wakacyjne miesiące. Skóra muśnięta słońcem, wygląda lepiej i nie mam tutaj na myśli pomarańczki ze solarium, ale lekką, złocistą opaleniznę, która dodaje nam pewności siebie :) A kiedy już się opalimy, chcemy to podkreślić i do tego świetnie nadają się wszelkiego typu balsamy rozświetlające, bowiem złote drobinki w nich zwarte, fantastycznie podkreślają to co najlepsze :) Sama jestem raczej bladym typem i nie przepadam za nachalnym brokatem, ale balsam marki Dr Irena Eris z serii Spa Resort Tahiti skradł moje serce. Cóż... jestem tylko słabą kobietą ;) 









Słodkie obietnice....


Intensywne nawilżenie i wygładzenie, złociste rozświetlenie. Udaj się w niezapomnianą podróż do krainy rajskiej szczęśliwości i otul swoje ciało delikatną warstwą balsamu. Jego innowacyjna formuła nawilżająca, bogata w kwas hialuronowy i ekstrakt z Orchidei ukoi pragnienie Twojej skóry, a wyselekcjonowane składniki z Tahitańskiej perły i masło shea pozostawi ją cudownie odżywioną i wygładzoną. Przesycone słońcem perłowe drobinki rozświetlające, okryją Twoją skórę subtelnym woalem złota, nadadzą jej witalności i promiennego blasku. To prawdziwa niebiańska uczta nie tylko dla skóry. Balsam intryguje, zaskakuje oraz obezwładnia zmysły urzekającym zapachem.







Opakowanie:
to biały kartonik sygnowany logo marki, z kolorową obwolutą określającą serię. Wewnątrz plastikowy słoik, z cudowną kolorową szatą graficzną, pełną soczystych kolorów. Grubą, srebrna nakrętka, wszystko to sprawia, że czujemy luksus w ręku i możemy poczuć się jak w Spa. Pojemność balsamu to 200ml Ta seria, dostępna jest  wyłącznie w perfumeriach Douglas.













Zapach,jest bardzo wyjątkowy i dość specyficzny Mnie na myśli przywodzi perfumy i gorzkie grejpfruty... Jest trudny do określenia, ale mnie bardzo przypadł do gustu. Jest bardzo kobiecy i dość intensywny, ale jednocześnie lekko gorzki i świeży. Podoba mi się, że zapach utrzymuje się na skórze, do dodaję mi pewności siebie :) 








 A co z konsystencją? Choć na zdjęciach, produkt wygląda jak masło, w rzeczywistości jest bardzo lekkim balsamem, który jest ultra delikatny i szybko się wchłania. Nie jestem balsamową dziewczyną i lubię to robić raz-dwa. Balsam Tahiti dla mnie jest odpowiednim produktem, ponieważ nakłada się błyskawicznie i wchłania się w mgnieniu oka. Idealny na poranek, po odświeżającym , chłodnym prysznicu :) 







Właściwości nawilżające: oczywiście, balsam przyjemnie nawilża, ale nie jest to bardzo bogaty i treściwy balsam, który da ukojenie szorstkiej i przesuszonej skórze. Należy do kategorii balsamów lekkich, tych preferowanych na dzień. Skóra staje się miękka i gładka, drobne przesuszenia są zniwelowane. Jednakże nie jest to bogate masło, które otuli i mocno zregeneruje skórę. Uważam, że na lato ta konsystencja i to działanie sprawdzi się idealnie. Nawilży, ale nie przeciąży skóry. Dla mojej skóry i moich preferencji idealne :) 








Drobinki... to może być kontrowersyjny temat. Dla jednych efekt tandetny, dla drugich nieodłączny element wakacji. Ja preferuję raczej wszystko co delikatne i kieruję się zasadą im mniej tym lepiej. W przypadku produktu Dr Irena Eris nie mam takiego poczucia, że czegoś się za dużo i wygląda to źle. Balsam zawiera w sobie drobinki, ale są one tak delikatne i drobne, że praktycznie niewidoczne (aparatem nie do uchwycenia) Efekt na skórze jest bardzo subtelny, trzeba się przyjrzeć, żeby coś zobaczyć. Skóra wygląda na wypielęgnowaną, nie ma tutaj grubego brokatu, a jedynie złota tafla, która optycznie upiększa nasze ciało. Pokochałam ten efekt, bo choć tak subtelny, dodaje mi pewności siebie, a skóra nabiera zdrowego wyglądu. Ta seria kosmetyków, określana jest mianem Resort Spa i tak też można się poczuć używając go. Efekt jest delikatny i elegancki jak sama marka i jej zamysł. Każda kobieta powinna czuć się wyjątkowo i myślę, że produkty Eris, takie właśnie są. Upiększają, urzekają i sprawiają, że czujemy się piękniejsze! Serdecznie polecam.





Wspomnienie...

Wspomnienie...


Dzisiaj na blogu nietypowo, bo pojawiła się stylizacja... Generalnie ciężko, nazwać do "stylizacją" ponieważ strój jest bardzo prosty i klasyczny. Ale skoro są wakacje, a sukienka służyła mi podczas spaceru wzdłuż morze, nie widziałam sensu zakładania biżuterii, obcasów,cekinów i brokatu ;) Same wiecie co mam na myśli ;) Biała sukienka, zawsze kojarzyła mi się z plażą, wakacjami i morzem... Dlatego taka sukienka,  musiała znaleźć się w mojej wyjazdowej walizce :) PO wakacjach pozostały zdjęcia i wspomnienia, ale mam nadzieję, że jeszcze coś ciekawe się wydarzy :) Wybaczcie mój brak makijażu, ale przecież są wakacje :) 






















































sukienka- Reserved
torebka- Mohito
sandałki- @
Wakacyjne Love- Kosmetyki do pielęgnacji słonecznej NUXE Sun

Wakacyjne Love- Kosmetyki do pielęgnacji słonecznej NUXE Sun



Witam,
pogoda na nowo nas rozpieszcza, słońce, wakacje i wyjazdy. Ja swój urlop mam już za sobą, ale nadal rozkoszuje się promieniami słońca i wspaniałymi kosmetykami, wprost z mojej wyjazdowej kosmetyczki. Jakiś czas, temu pokazałam Wam zawartość mojej wakacyjnej kosmetyczki, gdzie honorowe miejsce, zajmowały produkty NUXE z serii Sun! Ogromnie mnie cieszy, że marka stworzyła coś, co przydaje się każdej z nas podczas wyjazdów, a także później pozwala, odpowiednio zadbać o skórę już w zaciszu domowym. Zapraszam do krainy słońca z  linią Nuxe Sun :) 






Produkt myjący do ciała, żel, olejek, płyn- rzecz tak prozaiczna, a jednak tak istotna, to jest początek naszej pielęgnacji. Sposób na  różnego rodzaju problemy skórne. Forma aromaterapii, nasz poranny zastrzyk energii i wieczorny rytuał relaksacyjny. Tyle zadań spoczywa na barkach, przepraszam tubce ;) każdego produktu myjącego. Dlaczego ten od Nuxe jest inny? Już objaśniam...

Żel ten, ma za zadanie usunięcie z naszego ciała i włosów resztek filtrów przeciwsłonecznych, soli, piasku, chloru i wszystkiego tego, co obciąża, przesusza i generalnie nie służy naszej skórze. Dodatkowo jest to produkt 2w1, czyli coś co idealnie sprawdza się na wyjazdach, uznaję ten produkt, za kosmetyk rodzinny i bardzo wszechstronny :) Składniki zawarte w tym produkcie są pochodzenia naturalnego w tym hiacynt wodny i kwiat puakenikeni




Opakowanie, to solidna tubka, patrząc pod światło możemy skontrolować ile produktu jeszcze nam zostało. Zamykanie na "klik" dość solidne, bo nadal sprawne, a mam tendencję do urywania zakrętek. Pojemność to 200ml więcej możecie przeczytać TUTAJ












Zapach, jest to ogromny atut tego produktu, generalnie uważam, że zapachy NUXE są unikatowe, luksusowe i uzależniające :) Czy to słynny olejek do ciała, czy maseczka do twarzy, wszystko pachnie nieziemsko!!! Niecodzienny aromat tego żelu, zawdzięczamy słodkiej pomarańczy, gardenii tahitańskiej oraz wanilii. Dla mnie mieszanka ta tworzy bardzo otulający przyjemny zapach, kojarzący mi się z zapachem rozgrzanego piasku i słodkiego wiatru.








Produkt 2w1? Producent, informuje nas, że ten produkt to zarówno żel do ciała jak i szampon do włosów. Muszę przyznać, że początkowo, obawiałam się takiego rozwiązania. Przywykłam do tego, że jeżeli coś jest do wszystkiego, to tak naprawdę jest do niczego! Ale skoro testuje, to testuję i podczas urlopu, stosowałam Nuxe po powrocie z plaży. Ogromnie się zdziwiłam, bo kosmetyk, sprawdził się bardzo dobrze. Włosy były miękkie, puszenie było pod kontrolą, skóra głowy nie ucierpiała. A włosy, pomimo przesuszenia, którego nie da się uniknąć, był przyjemne w dotyku i dość lejące. Jestem bardzo wymagająca w kwestii pielęgnacji włosów i mam swoich ulubieńców, ale jak na szybką, poręczną opcję Nuxe, sprawdził się bardzo dobrze.






Konsystencja, to ogromny plus produkt, jest niezwykle gęsta i treściwa, wystarczy naprawdę niewielka ilość, aby umyć całe ciało i włosy, nawet długie i gęste jak moje :)  Żel dobrze się pieni, ale nie robi mega wielkiej i sztucznej piany. Muszę zauważyć, że konsystencja jest lekko oleista, dzięki czemu, skóra jest odpowiednio pielęgnowana i nawilżona.







Końcowe odczucia! 
jestem bardzo zadowolona z tego produktu, sprawdza się rewelacyjne jako żel pod prysznic, skóra po jego użyciu jest bardzo delikatna, miękka i nawilżona. W zasadzie balsam był zbędny, ale że się spiekłam, musiałam się ratować balsamem chłodzącym :) Co do poparzonej skóry, żel nie powodował swędzenia, pieczenia czy dyskomfortu. Stosował go również mój mąż, który ma skórę atopową i nic złego się nie stało. Skóra zareagowała dobrze i o dziwo moje włosy również. Produkt dobrze i dogłębnie oczyszczał skórę głowy oraz włosy z resztek filtrów i piasku, ale jednocześnie całkiem przyjemnie je nawilżył i dodał im blasku. Jestem pod wrażeniem wydajności, jest wręcz zdumiewająca, zostało mi jeszcze pół tubki, a używaliśmy produktu kilka razy dziennie we dwoje :) Oczywiście kolejne pokłony za zapach i apeluję do NUXE zróbcie perfumy!!!  






Matowa pomadka Sleek Matte Me!!!!

Matowa pomadka Sleek Matte Me!!!!


Witam Kochane,
dzisiaj kolorowy post, ostatnio głośno o wszelakich matowych i długotrwałych pomadkach do ust. To już istne szaleństwo i muszę przyznać, że i ja dałam się w to wciągnąć :) Postanowiłam na markę Sleek, którą miło wspominam  we względu na szałowe paletki cieni. Na stronie kosmetykomania.pl, odnalazłam spory wybór kolorystyczny, bardzo popularnych na zagranicznym Youtubie pomadek Matte Me! Nie pozostało nic innego, jak zamówić, testować i podzielić się z Wami moimi odczuciami Zapraszam 






Zacznę od informacji technicznych :) Pomadka, zamknięta jest w plastikowym, kwadratowym opakowaniu, z czarną, lekko matową nakrętką. Pojemność to 6 ml, pomadka może być używana przez 36 miesięcy od otwarcia. Pomadka, posiada klasyczny gabeczkowy aplikator, dość giętki dzięki czemu, łatwiej wyrysować nam idealne usta :) Cena pomadki, to 26,90, znajdziecie ją na stronie kosmetykomania.pl TUTAJ






Długo zastanawiałam się nad kolorem, ponieważ na stronie jest ich naprawdę sporo. Postanowiła jednak pozostać wierna sobie i poszukałam, dziennego, klasycznego nudziaka, w których czuję się najlepiej! Moje ryzyko, ukazało się jedynie w tym, że kolor ten jest lekko szary, lekko siny, czyli idealnie wpisujące się w obowiązujące trendy :) Poza tym, to nadal, klasyczny, zgaszony róż, który sprawdzi się idealnie dla każdego typu urody i na każdą okazję.






Kolor na który się skusiłam to BIRTHDAY SUIT i jest to najpiękniejszy odcień nude, jaki kiedykolwiek miałam w swoim posiadaniu! Dlaczego tak uważam?! Przede wszystkim dlatego, że jest on chłodny i bardziej różowy, niż beżowy. A ja zdecydowanie lepiej, czuję się w zgaszonym różu, niż w brązie na dodatek ciepłym. 






Aplikacja jest bardzo łatwa, szybka i przyjemna. Nie korzystam z żadnej konturówki, całość ust, maluję tylko i wyłącznie pomadką Matte Me! Aplikator, pozwala na dotarcie do kącików i obrysowanie konturów Przy aplikacji tego typu pomadek, sprawdza się zasada im mniej, tym lepiej Nakładam, jedną, cienką warstwę produktu i pozostawiam do wyschnięcia. Tylko tyle wystarczy, aby pokryć całe usta. Zero mazów, prześwitów, otrzymujemy, jednolitą taflę koloru! Początkowo, pomadka ma lekko błyszczące wykończenie, po paru chwilach zastyga na mat i jest nie do ruszenia, 









Pomadka jest niesamowicie trwała, jest dosłownie nie do zdarcia. Wytrzymuje picie, jedzenie (z wyłączeniem tłustych potraw) oraz pocałunki :) Czerwona pomadka z tej serii, sprawdzi się zatem idealnie na randce ;) Nie odbija się także na ubraniach, nawet tych jasnych, zachowuje się jak wgryziona w nasze wargi. Nie zauważyłam, żeby pomadka nadmiernie przesuszała mi usta, zachowuje się po prostu tak jak matowy produkt. Zastyga, przez co delikatnie jest wyczuwalna, ale nie podkreśla załamań i zmarszczek. Ja dbam o swoje usta, regularnie nakładam peeling, oraz wszelkie masełka pielęgnacyjne, dlatego nie mam problemu z noszeniem tego typu produktów. Trwałość, imponująca, spokojnie do 6 godzin, bez poprawek! Pomadka, nie migruje, nie ciemnieje, nie zostawia plam, czy smug, po prostu się zjada, stopniowo znikając z ust. Ale dzieje się to bardzo subtelnie i nie wymaga szybkiej interwencji. Uważam, że to niesamowicie komfortowy produkt, wszędzie tam, gdzie musimy i chcemy wyglądać nienagannie i to przez dłuższy czas. Jestem z niej bardzo zadowolona i zastanawiam się nad kolejnymi odcieniami! Polecam i życzę dużo buziakowania :) 





Helena Rubinstein Magic Concealer. Królowa wśród korektorów pod oczy!

Helena Rubinstein Magic Concealer. Królowa wśród korektorów pod oczy!



Korektor pod oczy, to  kosmetyk, który ma dla mnie  największe znaczenie. Najwięcej czasu, zajmuje mi odnalezienie odpowiedniego koloru, konsystencji i właściwości. Korektora, używam codziennie i o ile mogę pominąć podkład, czy tusz do rzęs, cienie pod oczami, zawsze muszą być zakryte :) W swojej "makijażowej" historii, poznałam wiele korektorów, ale chyba żaden nie spełniał moich oczekiwań w stu procentach. Korektory często były suche, tępe, podkreślały wszelkie załamania, nie rozświetlały, a wręcz matowiły i tym samym postrzały... Z tyłu głowy, zawsze miałam jeden korektor, który ma same pozytywne komentarze, który jest hitem i królową wszystkich korektorów. Mianowicie korektor marki Helena Rubinstein Magic Concealer. Zapragnęłam go mieć i dość długo się do niego przymierzałam, aż wreszcie się udało! Po czterech miesiącach intensywnego użytkowania, czas na recenzję :) 









Korektor dostępny jest w perfumeriach, ale przyjaciółka, poleciła mi sklep internetowy iperfumy.pl. Akurat dobrze się złożyło, byłam niedysponowana i zakupy typu online, były dla mnie jedynym rozwiązaniem :) A kiedy jeszcze zobaczyłam cenę, nie mogłam w to uwierzyć. Kliknęłam od razu, nie zastanawiając się ani chwili dłużej :) 







Zacznę od opakowania, które jest bardzo minimalistyczne, ale eleganckie. Kartonik w kolorze złotego brązu, z lekkim połyskiem. Sama tubka, wykonana jest z grubego, ciemnego plastiku, może to być minus, ponieważ nie widać, ile produktu zużyłyśmy. Mocna, solidna zakrętka, która jest szczelna.Imponująca pojemność, dostajemy aż 15ml tego produktu, a jak na korektor, jest to niespotykane!








Od producenta:
jest to korektor który, rozświetla cienie pod oczami spowodowane zmęczeniem i sprawia, że ta okolica staje się wizualnie w magiczny sposób gładka. Wzbogacony jest o perłowe mikrocząsteczki i rumianek mające wyraźnie zmniejszyć opuchliznę i odświeżyć oczy. 










Obietnice producenta, kuszące, ale bardziej niż to, przekonały mnie to zakupu, recenzję wielu blogerek, które uważają korektor za jedyny w swoim rodzaju. Produkt, stosuję od około 4 miesięcy i muszę przyznać, że zakochałam się w nim, ale zacznijmy od początku. Korektor ma imponującą pojemność, bo aż 15 ml, tyle co krem pod oczy, a zużywamy go dosłownie kropelkę, wielkości grochu nie więcej. Tyle, wystarczy, aby zakryć sińce pod oczami, w stopniu całkowitym, bez dokładania produktu! Dla mnie to rewolucja! Ten produkt, po prostu się nie kończy, co w przeliczeniu na miesiące, sprawia, że jego cena nie jest już tak nieprzyjemna ;)   Konsystencja, ultralekka, delikatna, bardzo łatwo się go nakłada i rozprowadza. Używam zarówno dłoni, pędzli, jak i Beauty Blendera i każdy sposób jest dobry. Nie odczuwam większej różnicy w jaki sposób zaaplikowałam korektor, zawsze wygląda perfekcyjnie. Minusem, może być fakt, że korektor, występuje tylko w trzech wariantach kolorystycznych. Posiadam kolor najjaśniejszy 01 Light. Idealnie, stapia się on z moją cerą, nie jest ani zbyt ciemny, ani zbyt żółty, ma dość neutralne tony i myślę, że typowym słowiankom będzie pasował idealnie. Produkt, nie wysusza, nie podkreśla zmarszczek i wszelkich załamań, ani pod oczami, jak i na górnej powiece, jest bardzo delikatny, przypomina mgiełkę koloru, która świetnie maskuje, ale nie obciąża tej wrażliwej okolicy. Produkt utrzymuje się cały dzień, mogę śmiać się i płakać, przetrwał deszcze i upały. Nie waży się, nie tworzy efektu ciastka, nawet po lekkim przypudrowaniu. Nie oksyduje, a to kolejny wielki plus 















Korektor, nie ma nachalnych drobinek, które od razu rzucają się w oczy, ma jedynie pigmenty, które odbijają światło, sprawiając, że spojrzenie wygląda zdrowo i młodo. Widzę ogromną różnicę, ilekroć sięgam po inne korektory ( muszę je zużywać :) Magic Concealer jest wyjątkowy, niesamowicie delikatny i jedwabisty, cudownie otwiera spojrzenie i wyglądam jakbym spałą przez tydzień. Okolica pod oczami jest subtelnie rozświetlona, wypoczęta i wygląda na szczęśliwą :) Korektor, bardzo przyjemnie nawilża, oczywiście nie zastąpi dobrego kremu pod oczy, ale nie przesusza, nie powoduje ściągnięcia, czy nieprzyjemnej skorupki, Korektor, przypomina mi przyjemnie nawilżający krem pod oczy, z gratisem w postaci koloru i właściwości kamuflujących. Ja jestem całkowicie oczarowana tym produktem i sądzę, że zostanie w mojej kosmetyczce już na stałe. Cena jest bardzo wysoka, ale w sklepie iperfumy.pl możecie go kupić już za 129zł, warto też polować na promocję, ja za swój korektor, zapłaciłam około 110zł Uważam, że te pieniądze, to inwestycja i absolutnie nie żałuję tego zakupu. Korektor, sprawdza się fantastycznie, daje mi efekt, o którym zawsze marzyłam i którego próżno szukałam na sklepowych półkach. Serdecznie Wam polecam, jeżeli tak jak ja, cenicie sobie subtelne rozświetlenie i odmłodzenia spojrzenia :) 





Podkład matujący Catrice All Matt Plus- produkt grzechu warty!

Podkład matujący Catrice All Matt Plus- produkt grzechu warty!



Witam, wróciłam z wakacji, naładowana pozytywną energią, mnóstwem nowych pomysłów  i z odrobiną opalenizny, a u mnie to nie taka prosta sprawa. Dzisiaj opowiem Wam o produkcie, który totalnie mnie oczarował i dzięki, któremu przekonałam się do podkładów matujących, ale zacznijmy od początku....Kilka tygodni temu, otrzymałam propozycję współpracy ze sklepem Kosmetykomania.pl mogłam wybrać sobie kilka produktów do przetestowania. Wybór był szalenie trudny, ponieważ asortyment tego sklepu jest niesamowity. Po kilku godzinach spędzonych na buszowaniu po sklepie, zapadły decyzje... Zawartość całej paczki, prezentowałam Wam na moim Facebooku, oraz na Instagramie, a  na blogu poświecę, każdemu produktowi, osoby wpis. W ten sposób, będziecie mogły poznać moją szerszą opinie i być może coś Was zainteresuje :) Wracając do meritum sprawy, postanowiłam wybrać jakiś podkład, fakt mam ich sporo, ale uwielbiam testować nowości, zatem tak wyszło :) Postawiłam na produkt marki Catrice All Matt Plus- czyli podkład, sprzyjający upałom! :) Swoją drogą na stronie Kosmetykomania, znajdziecie ogromny wybór, produktów tej marki. A teraz zapraszam na recenzję podkłądu :) 



http://kosmetykomania.pl/



Zacznę od opakowania, które bardzo mi się podoba, kwadratowa, szklana buteleczka, z matowego szkła, minimum treści, elegancka czarna pompka oraz zakrętka. Opakowanie jest ciężkie i solidne, a  to lubię w podkładkach. Pompka, dozuje optymalną ilość produktu, nie zacina się i nie  psika na boki. Podkład, na stronie Kosmetykomanii, kosztuje 26,99, znajdziecie go TUTAJ







Zapach podkładu, jest bardzo przyjemny i subtelny, lekko kwiatowy, lekko owocowy, bardzo mi się podoba i nie powinien nikomu przeszkadzać. Oczywiście zapach nie utrzymuje się na naszej skórze!


Podkład Catrice All Matt Plus- to produkt, który łączy w sobie siłę podkładu matującego, mającego na celu utrzymania pod kontrolą nadmierne świecenie się naszej cery, z drugiej zaś strony, posiada w sobie pigmenty, które odbijają światło, sprawiając, że nasza cera, wygląda świeżo, młodo i ma naturalny blask. To produkt , idealny dla mnie, ponieważ jestem wrogiem płaskiego matu i efektu maski! Natomiast szczególnie umiłowałam sobie zdrowy glow mojej cery!







Podkład, występuje w czterech kolorach, ja zdecydowałam się na 010, czyli najjaśniejszy odcień. Choć na tę chwilę, jest on już dla mnie zbyt jasny, za parę tygodni, znowu będzie idealnie stapiał się z moją cerą. Czytałam opinię,że podkład oksyduje, u mnie nic takiego się nie dzieje, nie wiem od czego jest to zależne, ale ja nie dopatrzyłam się żadnej nieprzyjaznej pomarańczki :)












Konsystencja podkłądu, jest dość zbita, nie jest to lejący podkład, ale nie na tyle gęsta, żeby była toporna, czy ważyła się na cerze. Porównałabym ją z konsystencją odżywczego kremu i tak taż podkład zachowuje się na cerze. Nie mam żadnego problemu z jego nałożeniem i rozprowadzaniem. Próbowałam na wszystkie sposoby palce, Beauty Blender, oraz pędzel i za każdym razem było tak samo. Zero plam, smug i efektu ciastka.  Zawsze moja cera wyglądała nieskazitelnie, była jednolita i pełna zdrowego blasku. Ja sama nie mogłam uwierzyć, jak dobrze wygląda moja cera!











Podkład, który matuje, od lat nie zajmował miejsca w mojej toaletce, aż do teraz. Sądzę, że ten produkt to będzie stały element moich zakupów! All Matte Plus, daje mi wszystko czego oczekuję od podkłądu, wyrównuje koloryt, zachowuje się jak krem, a nie warstwa betonu ;) Pięknie się prezentuje na skórze, dodaje blasku, ale jednocześnie ma pod kontrolą niechciane świecenie. Nie wchodzi w pory, nie podkreśla zmarszczek. nie uczula, nie zapycha i nie oksyduje. Mam jedynie jedno zastrzeżenie, jest mało wydajny... Wybaczam mu to jednak, ponieważ jego cena, jest tak przyjemna, że mogę kupować go nawet co miesiąc :) Przyszła pora, żeby przeprosić produkt matujący, którego unikam jak ognia i mówię to z całą odpowiedzialnością posiadaczki cery mieszanej. teraz wiem, że nie wszystko co matuje, jest wrogiem. Jest bowiem ten produkt, który odmienił mój makijaż wygląd i nastawienie.  Podkład, testowałam w największe upały, oraz podczas wyjazdu wakacyjnego i nie mam do niego absolutnie żadnych zastrzeżeń, mogę stwierdzić, że to moje odkrycie roku! Utrzymuje się na mojej cerze dobre 10 godzin, bez żadnych poprawek. Pięknie utrzymuje bronzer oraz róż, pozostałe produkt nie ważą się i nie ścierają. Podkład, stopniowo zanika, nie robi plam i smug, przez co wydaje mi się podkładem idealnym także do pracy, gdzie zależy nam, aby makijaż wytrzymał długi czas bez poprawiania. Jeszcze raz dziękuję sklepowi kosmetykomania.pl/ za możliwość poznania tego produktu. Serdecznie go Wam polecam, jest łatwo dostępny, oraz niedrogi, a sądzę, że spodoba się niejednej z Was!


A tak produkt, prezentuje się na twarzy....




Copyright © 2014 Do połowy pełna... , Blogger