Opalenizna z LUXURY BRONZE KOLASTYNA
Dzisiaj, opowiem Wam jak zatrzymałam promienie słońca na dłużej. Mam bowiem jasną karnację i moja opalenizna jest dość uboga. Choć ciesze się, że w ogóle udało mi się złapać odrobinę koloru. Zawsze to lepiej się prezentuje dla otoczenia :) Ale co zrobić, żeby zatrzymać ten efekt na dłużej, lub co zrobić, aby złapać opaleniznę, nawet wtedy, kiedy nie mamy ku temu okazji, lub po prostu nie lubimy się opalać?! Z pomocą przyszła do mnie marka KOLASTYNA i nowa seria LUXURY BRONZE. Jakie były moje obiekcje i jakie efekty? Zapraszam do lektury.
Samoopalacze, zawsze kojarzyły mi się raczej negatywnie, brzydkie plamy, pomarańczowy odcień i białe dłonie. Taka była moja wizja, takie był samoopalacze kiedyś. Od jakiegoś czasu, coraz częściej i coraz chętniej sięgałam po tergo typu produkty. Po pierwsze jasna karnacja, która latem prowokowała pytanie, czy jestem chora?! :) Po drugie fakt, że nienawidzę się opalać, leżeć plackiem na plaży i czekać, aż kolor się pojawi Brr! Skoro mam te powody, to musiałam znaleźć rozwiązanie. Przekonałam się do samoopalaczy i balsamów brązujących i od kilku lat goszczą mojej łazience :)
Seria LUXURY BRONZE- to nowości marki Kolastyna, w skład której wchodzą:
- samoopalacz do twarzy
- balsam brązujący do ciała
- samoopalacz w sprayu do twarzy i ciała
Swoje testy, rozpoczęłam od balsamu brązującego, który wydał mi się najlepszą opcją, potrzymania opalenizny, którą przywiozłam z wakacji. Producent, obiecuje nam piękną, zdrową opaleniznę, bez smug i plam, jednocześnie balsam dba o naszą skórę, dogłębnie ją nawilżając. Co muszę przyznać, to fakt, że balsam nie robi zacieków i plam, rozprowadza się bardzo równomiernie i natychmiast wchłania . Za to oczywiście, ogromny plus. Zapach jest bardzo przyjemny i otulający, na pewnie nie należy do męczących. Opalenizna, pojawia się stopniowo i ma śliczny, złocisty odcień. Skóra, wygląda na zdrową i bardzo sexi :) Polecam ten balsam, bo nie zrobimy sobie nim krzywdy, zero niechcianej pomarańczki, smug i plam. Wszystko szybko i przyjemnie :)
Kolejny produkt, to samoopalacz w kremie do twarzy... Tutaj miałam już dużo większe obawy, wszak to nasza twarz jest wystawiona na widok publiczny każdego dnia. Bałam się koloru, plam, smug i tego, jak poradzić sobie z linią włosów i brwiami... Ponadto, w głowie siedziała mi myśl, że produkt może mnie zapchać, czego oczywiście unikam jak ognia ;) Pierwsza próba, odbyła się w piątek :) Zrobiłam peeling, użyłam kremu nawilżającego i nałożyłam odrobinę produktu na twarz. Pamiętając o roztarciu na linii żuchwy i włosów. Efekt, jaki zobaczyłam rano był bardzo subtelny i to mnie urzekło. Zero pomarańczowej maski, która zmieniłaby mnie nie do poznania :) Stosowałam produkt co 2-3, dni. Efekt mi się podobał i bardzo dobrze się utrzymywał, kiedy uznałam, że czas na odświeżenie, robiłam mocniejszy peeling i zaczynałam od nowa. Uważam, że to przyjemny produkt, który nie zrobi nam krzywdy. Dobrze się nakłada, łatwo go też usunąć poprzez zrobienie peelingu. Nie przesuszył skóry i na szczęście jej nie zapchał.
Na koniec, produkt, który mocno mnie kusił. Samoopalacz w sprayu do twarzy i ciała. Uwielbiam takie aplikatory, są bardzo przyjemne w używaniu. Ten działała bez zarzutu, wydobywał produkt równomiernie i nie zacinał się. Ten produkt, używałam wyłącznie do ciała, zrezygnowałam z nakładania go na twarz. Aplikowałam go głównie na nogi, dekolt i ręce. Sprawdził się rewelacyjnie, bo dawał mocniejszy efekt niż balsam brązujący i był dla mnie opcją opalona w jedną noc :) Kolor opalenizny, złocisty, brązowy, pozbawiony pomarańczowych tonów. Łatwo i szybko się go nakłada, błyskawicznie się wchłania. Trzeba pamiętać o zgrubieniach skóry, łokciach i kolanach, a także kostkach u nóg. Tak musiałam się bardzie przyłożyć, aby wszystko było równomierne. Efekt utrzymywał się bardzo długo i po prostu się spłukiwał, nie tworzył plam i białych miejsc. Kolor po prostu tracił na intensywności. Ale uważam, że to już wersja hard... opalenizna jest dużo mocniejsza i bardziej widoczna. Mgiełka, świetnie sprawdzi się jako utrwalacz opalenizny naturalnej, lub tej po balsamie brązującym Osoby o alabastrowej cerze, mogą być niezadowolone. Trzeba na nią uważać i stosować w mniejszych ilościach i rzadziej niż balsam brązujący!!!
Jestem zadowolona z całej linii i na pewno będzie mi ona towarzyszyła jeszcze przez długi czas, bo produkty są bardzo wydajne. Nie podrażniły mnie, nie przesuszyły skóry, robiły co miały robić, bez większych dramatów :) Jesienią, umilą mi wieczorne zabiegi i przywołają na myśl wspaniałe wakacyjne chwile :) Ciesze się, że poznała kolejne produkty tej marki, bo mam do niej ogromny sentyment. Balsam jest rewelacyjny i daje mu najwyższą notę, jednocześnie serdecznie go Wam polecam :) Pamiętajcie, że podczas zabawy takimi kosmetykami, pamiętajmy o peelingu, dokładnym myciu rąk i unikaniu kontaktów z odzieżą ;) Buziaki