Pokazywanie postów oznaczonych etykietą armani. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą armani. Pokaż wszystkie posty
Si Armani- najlepszy prezent dla kobiety

Si Armani- najlepszy prezent dla kobiety

 


Uwielbiam perfumy są one moim małym uzależnieniem mam sporą kolekcję lubię nowości, ale przede wszystkim cenię sobie klasykę i zapachy już niemal kultowe. Postanowiłam podarować sobie samej nutkę luksusu w postaci najpiękniejszych  i najbardziej popularnych perfum ostatnich lat Si Armani. Miałam już wersję różową, czerwoną zatem teraz postanowiłam sięgnąć do początków i wybrałam pierwszą, klasyczną wersję z czarnym korkiem. 







Armani Si jest dla mnie odrobiną luksusu jest esencją  kobiecości i klasą samą w sobie. To perfumy  tak charakterystyczne, że nie można pomylić ich z żadnymi innymi. Zapach jest niezwykle kobiecy, zmysłowy i zdecydowany. Si jest zapachem, który zwraca na siebie uwagę, nigdy nie pozostaje obojętny. Ciepły, otulający, seksowny. Sprawia, że uśmiecham się sama do siebie, czuję się zaopiekowana i rozpieszczona. To tylko perfumy a dają tak wiele. Potrafią dodać animuszu, odwagi, sprawić, że czuje się piękna i silna. 







Skład zapachu:


Z włoskim zapachem poczujesz się szykownie w każdej sytuacji. Na samym początku odurzą Cię słodkie nuty czarnej porzeczki. Ich intensywność po chwili lekko przełamują akordy frezji i róży. Doskonałe wrażenia zapachowe, które pobudzą wszystkie Twoje zmysły, uzupełnią na koniec drzewne aromaty ambroksanu, paczuli i nuty rozgrzewającej wanilii, występujące w bazie zapachu.



Skład:
Głowa - liście  czarnej porzeczki 
Serce- frezja, róża
Podstawa- paczula, wanilia, nuty drzew



Tzw. środkowe nuty - serce zapachu ujawnia się po kilku minutach, po ulotnieniu się nut głowy. Dominuje przez ok. 2-3 gTzw. dolne nuty - ostatnia, najdłużej trwająca faza zapachu. Utrzymuje się odPerfumy te są bardzo otulające, na początku mocno wyczuwamy nuty czarnej porzeczki, by kolejno ustąpić miejsca frezji i róży, nuty drzewne, paczuli i rozgrzewająca słodycz wanilii w której ramionach już zostajemy. Zapach zdecydowanie pasuje do jesienno- zimowych miesięcy, kiedy to dosłownie nas otula i ogrzewa. Rozpieszcza i koi zmysły, sprawia, że czujemy się błogo i niezwykle zmysłowo. To zapach, który wspaniale osiada na skórze, współgra z nią, stapia się w jedność. Si Armani to także zapach wspomnień, myślę sobie, że jest na tyle silny i charyzmatyczny, że zapamięta Wasze najpiękniejsze chwile. 




Ten zapach jest jak pamiętnik, idealny na wszystkie wielkie i piękne chwile naszego życia. Osobiście od zawsze przypisuje zapachom fotosy i wspomnienia z naszego życia. Chętnie do nich wracam, odkręcam flakon i przed oczami mam chwilę, osoby i miejsca tak bliskie memu sercu :) Si z pewnością jest takim zapachem, nośnikiem dobrych wspomnień i czasu, kiedy byłyśmy szczęśliwe. 







Zapach pomimo tego, że należy do tych otulających, pudrowych i mocniejszych mogę polecić Wam w ciemno dla mamy, przyjaciółki, babci, czy siostry, każda kobieta z pewnością poczuje się wyjątkowo w jego objęciach. Si Armani jest świetnym pomysłem na świąteczny prezent :) Obecnie w Notino widziałam piękne zestawy prezentowe z Si w roli głównej i chyba zamówię taki dla mamy :) 








Znacie zapachy Si Armani? Który z nich jest Waszym ulubionym? 





Nadchodzi jesień, powitaj ją makijażem

Nadchodzi jesień, powitaj ją makijażem



Witam Moje Kochane, powoli wracam do żywych. Dziękuję za ogrom wiadomości, jakie od Was otrzymałam. Dla osób, które nie śledzą mnie na Instagramie, garstka wyjaśnień. Otóż, kilka dni temu przeszłam operację, zniknęłam z bloga i social mediów. Przeżyłam, wybudziłam się z narkozy i choć nadal mnie boli, a do pełnej sprawności daleka droga, postanowiłam do Was napisać kilka słów. Dobrze, że zrobiłam zdjęcia jeszcze przed szpitalem :) Gdybyście mnie teraz widziały, niezgrabny kok na środku głowy, piżama w cętki, trzy poduszki pod głową i laptop leżący obok. Pomimo tego, zapragnęłam do Was napisać i troszeczkę się oderwać od mojej łóżkowej codzienności :) Zacznę od makijażu, bo nie wymaga od mnie długiego wpisu. słowem wstępu powiem tyle. Kocham jesień wyczekiwałam jej z utęsknieniem i wreszcie się doczekałam :) Ciepłe swetry, świece zapachowe, długie wieczory z serialem i kubkiem gorącej herbaty. Ponadto do gry, wykroczył burgundy, śliwki i zielenie, czyli wszystko to co kocham. I tak oto, powstał pierwszy jesienny makijaż w moim wydaniu. Dziękuję raz jeszcze za tyle ciepła i troski, mam najwspanialsze czytelniczki na świecie :) 
















Na powiekach, mam mieszankę dwóch paletek marki Zoeva En Taupe oraz Basic Moment. Na brwiach, henna, cóż, chciałam mieć brwi, na sali operacyjnej, też trzeba dobrze wyglądać, prawda :) A na rzęsach, tusz Wibo jakaś różowa nowość :) 















Na twarzy mam kolejno, podkład Armani Uv Lasting Silk, puder Rimmel Stay Matte, paletkę do konturowania marki Zoeva Basic Moment, pomadka to matowa kredka do ust, marki My Secret niestety nie pamiętam jaki to kolor/numer. Ale, przyznaję, że jestem w niej absolutnie zakochana. Brudny, zimny, szary różowy :) Pasuje do mnie i bardzo dobrze się ją nosi. To pomadki z tego wpisu :)
















Makijaż bardzo w moim stylu, lekko i w miarę naturalnie. Niestety na żywo kolory były dużo bardziej wyraziste niż na zdjęciach, ale trudno, takie uroki.. Jak zawsze nie są poprawiane w żadnym programie. Może czas o tym pomyśleć, wtedy może kolory się troszkę podrasują... Doradźcie mi coś w  tej kwestii :) 














Jak widzicie, paznokcie też nijakie, ale jak tylko stanę na nogi, paznokcie będą pierwsze do roboty, obiecuję Wam i sobie :) Czy Wy też tak źle czujecie się bez zrobionych pazurków? 


















\




To tyle jak na ten pierwszy raz, mam nadzieje, że makijaż przypadnie Wam do gustu. Przyznam Wam, że uwielbiam jesienne kolory i dobrze się w nich czuję. Mam misję, muszę znaleźć burgundowy eyeliner. Skoro mam czas, to zanurkuję troszkę w  czeluściach internetu. Koniecznie dajcie mi znać w komentarzach, jaki jest Was ulubiony jesienny look. Buziakiii 







Mój sposób na świeży letni makijaż

Mój sposób na świeży letni makijaż



Dzisiaj, słów kilka o makijażu i choć nie jestem żadną ekspertką w tym temacie, chciałabym Wam zdradzić mój sposób na świeży, letni makijaż, gdzie świetlista cera gra pierwsze skrzypce. Oczywiście nadal zazdroszczę koleżankom, którą robią sobie piękne, barwne makijaże, potrafią doklejać sztuczne rzęsy i robić na powiekach małe dzieła sztuki. Ja niestety nie mam takich umiejętności, poza tym moja klasyczna natura, zawsze bierze górę. I kiedy już mi się wydaje, że dam radę obsypać się brokatem i zrobić różową kreskę... Ponoszę klęskę, bo moja natura jednak wygrywa :) Niemniej malować się lubię i robię to z wielką przyjemnością. A efekt rozświetlonej, zdrowej cery to coś, co zawsze się obroni i wygląda dobrze. I na to właśnie stawiam 










Moja złota zasada, żeby makijaż mógł się prezentować dobrze i świeżo, warto zadbać o swoją cerę. Wieloetapowy demakijaż, systematyczne złuszczanie przy pomocy peelingów i masek. odpowiednie nawilżenie i ochrona przeciwsłoneczna. To są dla mnie najważniejsze kwestie. I tak naprawdę tutaj jest początek makijażu w moim odczuciu oczywiście. Możemy się także pobawić w odpowiednią dietę i ilości wypitej wody. Ale ja akurat mam swoje jedzeniowe grzeszki, więc nie będę Wam nic na siłę wmawiać :) 










Zaraz po pielęgnacji, kwestia odpowiedniego podkładu. Jestem osobą, którą ma naprawdę sporą kolekcję podkładów różnego typu i już wiem, na co stawiać, aby zachować naturalny i zdrowy wygląd. Przede wszystkim, latem unikam ciężkich, matujących i zastygających podkładów. Z reguły ich nie lubię, choć czasami sytuacja wymaga, aby właśnie takiego kosmetyku użyć. Choć zdarza mi się to naprawdę sporadycznie. I pomimo tego, że mam  mieszaną cerę, stawiam latem na podkłady lekkie i rozświetlające. Bardzo cenię sobie także produkty mineralne, na upały są niezastąpione i nie wymagają przypudrowania. W kwestii podkładów mam kilka hitów i niebawem opiszę Wam najnowszy z nich :) 










Kolejna moja zasada, mniej znaczy więcej!!! Jeżeli już nakładam podkład, to w bardzo małej ilości! Nie chcę obciążać skóry, chcę tylko lekko wyrównać jej koloryt. Nakładam cienką warstwę podkłądu, wklepują ją palcami, Beauty Blenderam, lub rozcieram pędzlem. W tej roli najlepiej sprawdza mi się pędzel GlamBrush T13. Podkład jest nałożony, ale w taki sposób, że  piegi i faktura skóry jest nadal widoczna spod mojego makijażu. I taki właśnie efekt lubię najbardziej. Naturalnie i delikatnie. Unikam także baz pod makijaż, nie chcę tak katować mojej cery i tak już nie ma lekko, w upalny dzień. Sam podkład to już i tak sporo.









Puder, to istotna sprawa dla posiadaczek cer mieszanych i tłustych, niemniej latem używam go minimalną ilość. I może brzmi to dziwnie, ale w moim odczuciu gruba warstwa pudru, sprawia, że podkład prezentuje się gorzej. Zaczyna się ciastkować i ważyć. Cienka warstwa pudru, wklepana puszkiem w zupełności mi wystarczy. Najczęściej jest to puder Rimmela, lub Meteoryty Guerlain. Nawet, kiedy podkład, zaczyna się w ciągu dnia lekko świecić, wystarczy odcisnąć nadmiar sebum bibułką i dopiero wtedy lekko przypudrować skórę. Unikam, nakładania kilku warstw na siebie, to nigdy nie wygląda dobrze. 









Bronzer, rozświetlacz, róż i piękniejsza jesteś już. Bez tych produktów, makijaż jest niepełny, a twarz wygląda płasko, dodatkowo moja twarz jest tak jasna, że muszę dodać sobie odrobinę koloru. I tutaj także podkreślam odrobinę. Ciemne plamy i mocne linie po konturowaniu, latem wyglądają po prostu źle. Podobnie jest z kolorem zbyt pomarańczowy bronzer, nie sprawi, że będziemy wyglądać lepiej, wręcz przeciwnie. Twarz będzie wyglądała sztucznie i starzej. Moje bronzery i pudry do konturowania, są zachowane w chłodnej tonacji, nakładam ich minimalną ilość, w razie potrzeby dokładam. Kolejny raz sprawdza mi się metoda im mniej, tym lepiej. Zbyt mocna plama po bronzerze, to prawdziwy koszmar, ileż to trzeba się napracować, żeby ładnie porozcierać nie ściągając przy tym warstw podkłądu. Lepiej budować kolor, dodając go stopniowo.











Rożwietlacz i róż... Jeżeli używam matowego różu, pozwalam sobie na odrobinę rozświetlacza. Jeżeli róż już ma w sobie drobinki, nie dokładam więcej blasku. Skóra w ciągu dnia i tak zacznie się lekko świecić, zatem taki podwójny glow to dla mnie już za dużo. Twarz będzie wyglądała na tłustą, a wszelkie mankamenty cery, wyjdą na światło dzienne.










Na koniec usta, zazwyczaj zostawiam je naturalne, pociągnięte tylko pomadką ochroną lub jasnym błyszczykiem. Jeżeli decyduję się na kolor, stawiam na zgaszone róże i nudziaki. Ciemne usta, latem wyglądają zbyt smutno i mogą odebrać nam tę lekkość, na której nam zależy. Podobnie sprawa wygląda z brwiami. I choć moje brwi to jakaś pomyłka, są jasne i rzadkie, nie staram się ich na siłę dorysowywać. To wygląda nienaturalnie i ciężko. Moje brwi traktuję kredką lub cieniem do powiek, dobranym do kolorów włosów. Uważam, żeby brwi nie były zbyt ciemne, bo wszystko to mocno obciąży nasz letni makijaż, który z założenia ma być lekki i świeży :) 










Garstka moich makijażowych nawyków, same oczywistości, ale niestety na ulicach nadal obserwuję młode dziewczęta, które niszczą swoją cerę makijażami prosto z Instagrama... Wszystko jest dla ludzi, ale umiar jest ważny. U mnie im mniej tym lepiej i tego będę się trzymać. A jakie są Wasze sposoby na letni, lekki makijaż? 





Copyright © 2014 Do połowy pełna... , Blogger