Uwaga BUBEL! Maybelline Color Tattoo 24H- Creamy Mattes
Witam,
dzisiaj nie będzie miło i przyjemnie, dzisiaj przychodzę by Was przestrzec, przed cieniem, który miał być wielkim hitem, a okazał się kitem... Mowa o kremowym cieniu Color Tattoo od Maybelline z nowej kolekcji matowych nudziaków... Mój bubel, to cień o wdzięcznej nazwie Creme De Nude nr 93... Jeżeli rozważałyście jego zakup, lepiej przeczytajcie...
Zaczyna się miło i przyjemnie, kolor idealny jako baza, może stanowić cień sam w sobie, korygując wszelkie zaczerwienienia i pajączki na naszych powiekach. Może też być bazą, utrwalającą pod inne naniesione cienie. Wdzięczny, mały słoiczek z kremowym cieniem, niby nie groźny, a jednak...
Powiem szczerze, że cienie z serii Color Tattoo, nigdy mnie szczególnie nie kusiły. Istniały i tyle, nie pociągały mnie na tyle, aby biec do drogerii i wykupić wszystkie kolory. Kiedy natomiast, pojawiła się matowa seria nudziakowych odcieni, pomyślałam, to coś dla mnie... klasyczne, delikatne kolory, które mogę stosować ma kilka sposobów. Udałam się do drogerii, poprosiłam uprzejmą ekspedientkę, aby dała mi nowy, niedotykany cień z dolnej szuflady i wróciłam zadowolona do domu... I na tym moja radość się skończyła :)
Z technicznych spraw, nie mam się do czego przyczepić. opakowanie jest poręczne, szczelnie zamykane. Spód jest przezroczysty, dzięki temu szybciej możemy odnaleźć konkretny kolor w naszych zapasach. Gramatura nie najgorsza, ważność od otwarcia 24 miesiące, cena około 26 złotych
konsystencja:
matowa, ok, to przeczytałam na opakowaniu... ale ona jest koszmarnie tępa i sucha... Mam problem z wydobyciem cienia ze słoiczka, wszystko oblepia mi palec i ciężko nanieść cień na powiekę, nie mówiąc o roztarciu... Od razu , uprzedzę Wasze pytania... cień przechowuję w ciemnym, suchym miejscu, dnem do góry, jak zawsze w przypadku tego typu produktów. Poza tym, kupiłam, nowy, nieotwierany, jeszcze zaplombowany egzemplarz, mając pewność, że nie jest stary... Niestety...
Produkt, nie współgra ani z moimi palcami, ani żadnym z pędzli, ani z powieką,.. Cień jest koszmarnie tępy i nie da się go ładnie rozetrzeć, przylepia się do powieki i zastyga w momencie, nie ma nawet szansy z nim popracować. Co gorsza, cień dodaje mi 10 lat, podkreśla każde załamie na powiece, nawet takie o których nie miałam nawet pojęcia :) Ponadto, jeśli nawet jakimś cudem, uda mi się do nałożyć i lekko rozetrzeć pędzlem, cień okropnie się rozwarstwia i kruszy... Oko, wygląda na zmęczone i upaćkane, bo makijażem tego nazwać nie można. Inne cienie, na tej bazie, też nie wyglądają dobrze, tworzą placki koloru i podkreślają suchość powieki. Co jak co, ale o okolice oczu, dbam szczególnie.... :) Pomijam też kwestie koloru, który niestety nie wypada tak jak myślałam, jest on bardzo żółty i odcina się od koloru mojej skóry. Sto razy bardziej wolę zwykłą bazę pod cienie Avon, nie robi mi takiej krzywdy i nie denerwuje mnie przy codziennym makijażu. Color Tattoo, ląduje w koszu, bo to jest produkt zupełnie nie warty zachodu... A jakie są Wasze doświadczenia z tą serią, lubicie, czy tak jak ja uważacie, że to nic szczególnego?! Buziaki
Ale trafiłaś :-( Ja miałam inny kolor On and on bronze, ale tamten był rewelacyjny. Kremowa konsystencja bardzo dobrze zachowywała się czy przy aplikacji palcem czy też pędzlem. Na szczęście nie kuszą mnie te kremowe cienie.
OdpowiedzUsuńon and on bronze miałam i dla mnie nic rewelacyjnego, poza ładnym kolorem
OdpowiedzUsuńna ten, który prezentujesz na pewno się nie skuszę
dzięki za ostrzeżenie ;)
OdpowiedzUsuńdobrze wiedzieć :)
OdpowiedzUsuńMój egzemplarz jest spoko, ale nie utrzymuje zbyt długo cieni. O wiele lepiej sprawdza się Creme de rose ;)
OdpowiedzUsuńi kolor ma chyba przyjemniejszy :/
UsuńSzkoda, że cień tak kiepsko się sprawuje :( Dla mnie najważniejszym jest żeby cienie dobrze się blendowały na powiece, dlatego tępa konsystencja skreśla go już na starcie.
OdpowiedzUsuńhttp://sakurakotoo.blogspot.com/
Dobrze wiedzieć, bo chciałam sobie kupić coś takiego bazowego i myślałam o tym cieniu. Na yt sporo zachwytów widziałam, ale skoro je rozdawali, to czemu się nie zachwycić...
OdpowiedzUsuńZabrzmiało jak z horroru.. 0.0' na szczęście zazwyczaj używam różu w kremie lub szminki, aby tylko podkreślić oko haha..
OdpowiedzUsuńOj, a miałam na ten cień ogromną ochotę tylko czekałam na promocję
OdpowiedzUsuńUj szkoda że jest tak kiepski, może to urok tych matowych bo mam jeden satynowy cień z color tattoo i jest super kremowy :)
OdpowiedzUsuńTo zdecydowanie pokazuje, że co osoba to inna opinia :( Mi np. cień bardzo się podoba i na moich powiekach super wygląda właśnie jako pierwsza "baza" na powiekach żeby wyrównać jej kolor. Na to nakładam jeszcze bazę z Urban Decay i wszystko trzyma się idealnie :)
OdpowiedzUsuńdokładnie, nie wszystko się każdemu sprawdzi niestety...
UsuńTeż go mam i co prawda bublem nie jest, ale bardzo mnie rozczarował ;(
OdpowiedzUsuńSzkoda,że się nie sprawdził bo słyszałam o color tatto same dobre opinie i już mnie kusiło, aby kiedyś zakupić choć jeden. Teraz wiem,że warto przemyśleć tą decyzję :)
OdpowiedzUsuńbędę pamiętać :)
OdpowiedzUsuńdobrze wiedzieć. Szkoda,że się nie spisał.
OdpowiedzUsuńno wlasnie czytalam o nim takiej recenzje juz o tym kolorze wlasnie
OdpowiedzUsuńMam kilka ale tych błyszczących. Na te matowe się czaiłam ale teraz straciłam na nie ochotę :)
OdpowiedzUsuńKurczę, czaiłam się na ten produkt, bo wydawał mi się idealny do wyrównania kolorytu powieki i trzymania cieni w miejscu przez cały dzień a tu takie rozczarowanie... szkoda :/
OdpowiedzUsuńKurczę, czaiłam się na ten produkt, bo wydawał mi się idealny do wyrównania kolorytu powieki i trzymania cieni w miejscu przez cały dzień a tu takie rozczarowanie... szkoda :/
OdpowiedzUsuńZ tych matowych kolorków mam odcień Creme De Rose i on owszem jest matowy, ale jego konsystencja jest przyjemnie kremowa, nie ma żadnego problemu z rozprowadzeniem na powiece i wygląda na niej ładnie. Może to kwestia odcienia, a może po prostu trafiłaś na felerny egzemplarz :/
OdpowiedzUsuńKurczę...Chyba pecha miałaś z tym egzemplarzem :/ Ja mam Creme de Nude i brązowa wersję. Moje z kremowe. Wygodnie mogę je nakładać palcem pędzlem. Jak tylko sobie zazycze... dziwne... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńKurczę...Chyba pecha miałaś z tym egzemplarzem :/ Ja mam Creme de Nude i brązowa wersję. Moje z kremowe. Wygodnie mogę je nakładać palcem pędzlem. Jak tylko sobie zazycze... dziwne... pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMoże faktycznie trafiłam na kiepski egzemplarz, choć wiem na pewno, że był świeży :)
UsuńJeszcze nie próbowałam tych cieni :) Obserwuję :)
OdpowiedzUsuńAle trafiłaś.. współczuję bo sama mam eyliner w słoiczku od Maybelline, którego jest mi bardzo cieżko nałożyć. Jest tępy i nie sposób nim namalować ładnej kreski. Jak kupowałam,był zapakowany w kartonowe pudełeczko, więc raczej nie ma możliwości żeby był otwierany...
OdpowiedzUsuńDodaj kropelkę Duraline od Inglota :) Zawsze tak reanimuję eyelinery w żelu :)
UsuńMam ten sam odcień i taki sam problem :( jest mega suchy i wygląda bardziej jak kiepski korektor niż cień..
OdpowiedzUsuńNa szczęście nie miałam :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze ich nigdy nie miałam, a planowałam zakup któregoś. Dobrze wiedzieć ;)
OdpowiedzUsuńMam jeden cień Maybellina i jest Ok, szkoda że trafił Ci się taki felerny odcień :-(
OdpowiedzUsuńColor Tattoo nigdy nie miałam, ale kusi mnie wypróbować jeden z odcieni jako cień do brwi :) Szkoda, że ten okazał się u Ciebie bubelkiem.
OdpowiedzUsuńużywam jednego koloru do brwi, ale szczerze mówiąc chyba nigdy nie aplikowałam go na powieki :D na brwiach jest super :)
OdpowiedzUsuńMam cienie tej firmy ale są O.K. tego co piszesz nie mam, dziękuję więc za opinię...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNie miałam tego cienia w ręce, oczywiście słyszałam nie raz o tej serii ale jakoś nigdy się nie skusiłam :) szkoda że to taki nie wypał bo generalnie marka Maybelline jest dobra. Ale jak każda firma ma swoje skarby i buble
OdpowiedzUsuńSzkoda, że taki pechowy egzemplarz trafiłaś. Ja mam dwa i spisują się bardzo dobrze.
OdpowiedzUsuńA miałam na nie ochotę po przeczytaniu kilku pozytywnych recenzji. Może Tobie trafił się wadliwy egzemplarz?
OdpowiedzUsuńNa moich tlustych powiekach kremowe cienie utrzymuja sie krotko, wiec nie kupuje takich nawet jako baza pod cienie u mnie by sie nie sprawdzily. 4 godz to troche za malo. Mam On and on bronze, ale uzywam go tylko do kreski, w tej roli u mnie sie sprawdza.
OdpowiedzUsuńA pedzelki to chyba Loveto.pl ?
O kurka, ja tak miałam z bazą kiedyś :)
OdpowiedzUsuńDziwi mnie to, co piszesz. Ja kupiłam ten kolor tattoo w listopadzie i do tej pory jest mięciutki i przyjemnie kremowy. Aż nazbyt kremowy powiedziałabym. Pięknie się też rozprowadza. Trzyma cienie, ale nie jakoś wybitnie, wiec nadal szukam innej bazy, niemniej do konsystencji nie mogę się przyczepić. Może trafił Ci się jakiś felerny egzemplarz ze słabszej partii. Szkoda, że Ci się nie sprawdził.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ciesze się, że u Ciebie się sprawdza... Jak widać ile powiek, tyle opinii ;)
UsuńPrezentuję się podobnie jak Paint Pot Mac :)
OdpowiedzUsuńBędę unikać:)
OdpowiedzUsuńO a ja o nich same dobre rzeczy czytałam jak dotąd.
OdpowiedzUsuńJa mam On And On Bronze i jest super, uwielbiam go, szkoda ze ten taki dziad sie okazal :(
OdpowiedzUsuńNo widzisz, nie każdemu pasuje to samo, albo trafił mi się felerny egzemplarz
Usuńnie używałam tego produktu jeszcze - dobrze wiedzieć, że o tym piszesz, będę pamiętać ;)
OdpowiedzUsuńU mnie sie tak dzieje, a nie mam takich zmarszczek... Jeszcze :P
OdpowiedzUsuńok, dzięki za info, będę unikać.
OdpowiedzUsuńA w Internecie jest hitem - może masz felerny egzemplarz? :( Ja jako bazy używam cienia w kredce Astor, jest tylko mocno różowy (jak na bazę) i nie pod każdy cień się nadaje, ale jest tak genialny, że się w głowie nie mieści. Trzyma cienie 24 godziny BEZ ŻADNYCH ZMIAN. Totalnie żadnych. Polecam go gorąco. :)
OdpowiedzUsuńJa również nie jestem jego wielką fanką.
OdpowiedzUsuńnie miałam i nie kusi, nie lubię tego typu cieni, szkoda, że okazał się bublem.
OdpowiedzUsuńNo to wiem co omijąc ;D
OdpowiedzUsuńNareszcie ktoś go skrytykował :) U mnie od razu po nałożeniu wygląda, jakby był zwarzony, a kupowałam przez neta, więc też mam pewność, że nikt go stacjonarnie nie macał. Daje bardzo niejednolity efekt. Ale co ciekawe, Rose tego nie robi, wygląda bardzo gładko na oku - tyle, że to nie jest odcień, w którym dobrze wyglądam.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak! jakby był zważony, robił suchą plamę i staruszkę przy okazji ;)
UsuńNie miałam, ale coś mi się widzi, że mieć nie będę. Dołączyłam do obserwujących.
OdpowiedzUsuńPlanowałam go kupić, ale nie wiem może skusze się jednak na różowy ;)
OdpowiedzUsuńpodobno ten różowy jest dużo lepszy, ale nie każdemu pasuje odcień :)
UsuńWitam;-)piękny blog również zaobserwowałam ;-)pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDługo się zastanawiałam nad nim ale koniec końców nie wzięłam, maty są wymagające, a mnie się nie chce z nimi bawić :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z negatywną opinią, podebrałam siostrze, żeby przetestować na sobie. Niestety nie służy mi ten produkt:)
OdpowiedzUsuńA to pech. Czasami tak się zdarza
OdpowiedzUsuńA miałam sobie go kupić... też mnie kusiły te matowe kolory jako baza pod cienie...
OdpowiedzUsuńMiałam w innym odcieniu i lubiłam. Trochę się zdziwiłam, że tak trafiłaś :)
OdpowiedzUsuńja uwielbiam cienie collor tatto :) ale prawa jest taka, że te matowo jakościowo są słabsze, a już w ogóle ta polska seria creamy mattes :) mam amerykańską wersje i jest super :)
OdpowiedzUsuńja mam creme de rose i go uwielbiam. ładnie sie nakłada i nie warzy. z matowych mam jeszcze permanent taupe i on rzeczywiście jest suchszy i trudniej nałożyć go na powiekę
OdpowiedzUsuńNie wiem od czego to zależy, albo formułą jest kiepska, albo trafiłam na kiepski egzemplarz :/
UsuńSzczerze nienawidzę tych cieni, u mnie podobnie, robiły się linie, a sam cień się nie trzymał
OdpowiedzUsuńUsunał mi się chyba komentarz niechcący... U mnie również te cienie są na nie, mam te same spostrzeżenia. Porównywanie tych cieni do paintpotów z MACa zakrawa o śmieszność.
OdpowiedzUsuńU mnie jest okej, chociaż nie zachwycił mnie tak, jakbym się tego spodziewała...
OdpowiedzUsuńdobrze , że napisałaś o nim bo ostatnio myślałam aby zakupić ale coś mnie zniechęciło i najpierw wolałam o nim poczytać .
OdpowiedzUsuńRównież obserwuje kochana : ***
Cienie tej serii są strasznie nierówne. Mam kilka odcieni i każdy właściwie jest inny. Uwielbiam odcień Taupe, bo idealnie sprawdza się do podkreślania moich brwi. Mam go już dość długo i nadal świetnie się z nim pracuje. Kolor czarny pomimo, że gładko sunie po powiece, niestety w ciągu dnia kruszy się. Z cieniami perłowymi jest różnie. Granat i turkus są świetne, kremowe, idealnie sprawdzają się jako linery. Cień fioletowy jest bardziej suchy i znacznie gorzej się z nim pracuje, ale po aplikacji wygląda świetnie i nic się z nim nie dzieje przez wiele godzin. Natomiast te kremowe nudziaki to kompletne nieporozumienie. Sama skusiłam się na dwa i cieszę się, że nie były to dwa pierwsze cienie CT w mojej kolekcji, bo po takim starcie na pewno na więcej bym się nie skusiła, a inne odcienie na prawdę są warte grzechu.
OdpowiedzUsuńZgadzam się - każdy jest inny! On and on bronze rozprowadza się bajecznie, Permanent Taupe jest trochę jak plastelina, na powiekach ciężko go rozprowadzić, ale na małym obszarze typu brwi jest ok, Creme de Rose rozprowadza się bardzo ładnie, ale Nude już nie, cholera jasna :(
UsuńNie używam cieni :P
OdpowiedzUsuńP.S. obserwuję od dawna :)